2/3 normalnych ludzi porazi prądem bliźniego, bo tak mówi ekspert w białym kitlu. Brzmi znajomo?

Eksperyment Milgrama: całkiem normalny facet włączy 450 V i zabije „badanego”, bo tak mu oschłym tonem kazał autorytet w białym fartuchu.

Aktualizacja, 9 lutego 2022:

Wieje wiatr zmian. Na moje oko, ludzie by nie wytrzymali i zamordyzmu pseudosanitarnego, i rosnących kosztów życia, i trudności w zdobywaniu podstawowych materiałów; a i być może katastrofa w rolnictwie też się szykuje. Nie wspominając o kolejnej podwyżce stóp procentowych! Politycy i media, być może również w obliczu napięcia militarnego, diametralnie zmienili swoje śpiewki: ledwo po niecałych dwóch tygodniach koniec nauki przez komputer (a przecież nadal trwają ferie w niektórych regionach), nagle minister choroby ogłasza koniec masek (choć jak się przeczyta więcej niż sam tytuł, to wynika, że jednak nie, ale ludzie sami mają się pilnować, he, he); nagle też jakieś szpryce wycofane; znienacka paski pokazujące liczby grozy na górze dużych portali „informacyjnych” zniknęły... Inna możliwość jest taka, że ten eksperyment ma ciągle zmieniane reguły i warunki, i na bieżąco sprawdza się reakcję społeczeństwa, dostosowując się do chwili.

To, co się teraz wyprawia, to niesamowicie przerażający, ogólnoświatowy eksperyment psychologiczny. Dzięki technologii, która wcale nie jest już taka nowa, przeprowadzany jest na wszystkich. Nieważne, czy biały, czy czarny; katolik czy muzułmanin, Azjata czy Latynos, profesor czy prekariusz, emeryt czy bobas. A dzięki warunkowaniu i wpływowi „autorytetów” dla wielu ludzi ten nowy świat jest już całkiem normalny.

Czy mam już teraz rzucić światełko nadziei? Jeszcze nie. Ale ozdobię ten tekst ilustracjami, które go bardzo wzbogacą, a może wyjęte z kontekstu kogoś zaciekawią. To by była dla mnie największa radość – a mianowicie, że szanowny Czytelnik zapozna się z materiałami, które tu linkuję.

Najpierw ciekawostka: niejaki Robert F. Kennedy (z „tych” Kennedych) twierdzi coś, czego studentom socjologii nie mówi się a propos tak zwanego eksperymentu Milgrama. Zdaje się, że to na drugim roku studiów mowa jest o badaniu z 1961 roku (!), które polegało na tym, że ochotników podzielono na dwie grupy – „nauczycieli” i „badanych”. Ci pierwsi mieli zadawać proste polecenia tym drugim. W przypadku złych odpowiedzi mieli ich „ukarać” porażeniem prądem, do których uczniowie byli podpięci. Początkowo było to 45 V, ale z każdą kolejną złą odpowiedzią wartość woltów miała wzrastać. Ostatni na skali był poziom 450 V – doprowadzający do śmierci. I tylko sadyści są w stanie dojść do 450 V, prawda? Nieprawda. 67% całkiem zwyczajnych ludzi przełączało wszystkie przyciski, aż do końca. Kosztowało ich to jednak bardzo wiele cierpienia. Nie chcieli tego robić, słyszeli jęki i prośby o przerwanie tortur. Jednak siedzący obok ekspert w okularach mówił coś w stylu „to jest konieczne, proszę postępować zgodnie z procedurą”. I tak robili. Dla pocieszenia: „uczniowie” nie byli poddani żadnym prawdziwym męczarniom. Prądu nie było, aktorzy udawali pojękiwania, jednak nikt z „nauczycieli” się w tym nie zorientował.

Wrócmy jednak do Kennedy’ego. Jego zdaniem ten ciekawy świata badacz, Stanley Milgram, nie stworzył tego eksperymentu samodzielnie. Miała go bowiem finansować i wspierać… sama CIA! Służby, loże i tak dalej. Czy to brzmi nieprawdopodobnie? Ha, ha, ha. A dlaczego coś takiego ma mieć zerowe prawdopodobieństwo? Znów chcecie sięgnąć po wyrażenie „spiskowa teoria”? Chwila. Czy pamiętacie, jak niejaki George W. Bush i taki facet z Wysp, jak mu tam, Tony Blair, przekonywali nas, białych ludzi z Zachodu, że Saddam Hussein ma broń masowego rażenia? No tak. I co? Kłamali. Ostentacyjnie, bez mrugnięcia okiem. Wywołali tę idiotyczną wojnę i zabili miliony ludzi bez żadnego racjonalnego powodu (oczywiście pomijając istnienie ogromnych złóż ropy, których nie kontrolował ktoś, kogo by sobie życzyli). I ci dwaj panowie dalej sobie żyją jak pączki w maśle – w tak zwanych „modelowych” demokracjach. (Dupokracjach?) A my nadal wierzymy gadającym głowom z telewizorów… Od wtargnięcia do Iraku minęło już prawie 20 lat. I dalej posłusznie spełniamy to, co nam w tym pudełku powiedzą ustami swoich wypomadowanych, nadmuchanych prezenterów. Dalej zachowujemy się jak ludzie poddani prawdziwemu eksperymentowi Milgrama, sięgając palcem po przełącznik z prądem i serwując sobie samym ból i cierpienie.

Obserwuję rzeczywistość i ludzi wokół mnie w rozmaitych sytuacjach, w różnych miejscach i zróżnicowanych relacjach. I powiem Wam, że jest to w pewien sposób fascynujące. Choć jednocześnie dla każdego, kto ma jeszcze instynkt samozachowawczy – dołujące.

Lada moment minie druga, jakże istotna rocznica. Oto bowiem, jak widać na zdjęciu poniżej, 30 stycznia 2020 roku niejaki Jarosław Pinkas, czyli facet, który ponad rok sprawował w Polsce władzę dyktatorską, powiedział w wywiadzie dla Radia RMF: „wirus jest w Chinach, a to daleko”; „ryzyko zakażenia koronawirusem w Polsce jest bliskie zeru”. Półtora roku później w rozmowie z inną dziennikarką (stacji Radio Zet) stwierdził: „te maseczki są po to, byśmy nie zapomnieli, że jest epidemia”; „trzeba stworzyć zapotrzebowanie emocjonalne na szczepionkę”.

W związku z tym mam takie pytanie: kim jest ten człowiek? Kto za nim stoi? Czyje interesy realizuje? Jakie są jego kompetencje? Szanowny Czytelniku, czy zadałeś sobie to pytanie wtedy, gdy to z jego udziałem zakazano nam przemieszczania się, wchodzenia do sklepu, a przede wszystkim – oddychania?

Gdy widzę starszą osobę, która ewidentnie cierpi na niewydolność krążeniową i ma słabe serce, jak się dusi w masce i palcami podnosi materiał, by zaczerpnąć powietrza, próbuję zareagować. (Pomijam fakt, że poprawanie rękoma tej maski, na której osiada para z naszych ust, podważa jakikolwiek sens noszenia tego kagańca.) Ostatnio podeszłam do pewnej pani i mówię do niej: „widzę, że ledwo pani oddycha, proszę, niech pani zsunie to z nosa”. Wróćcie na moment do słynnego eksperymentu z prądem elektrycznym. Słyszycie prośbę „już nie mogę, dość”. I co? I pani mi odpowiada: „wszystko jest dobrze, ja nie mam żadnych problemów”. Aaaaaaa! I muszę się z tym pogodzić – nie uratuję jej przed nią samą. Gadająca głowa z telewizora to tak mocne warunkowanie, że pani sama kroczy w stronę przepaści.

Wiecie, każdy może robić, co chce. Jestem o tym przekonana, ponieważ człowiek został obdarowany wolną wolą. To prawda. Ale życie to sztuka wyboru i przede wszystkim ponoszenia konsekwencji tego wyboru. Śmierć starszych ludzi jest bardzo na rękę gremiom, które są odpowiedzialne za trwającą od dwóch lat psychologiczną wojnę bez bomb. I tak czeka nas katastrofa systemu emerytalnego, a on od dawna jest niewypłacalny. Jak również chory system finansowy, oparty na długu i spekulacji. Ale pomyślcie przez chwilę o dzieciach. Tych niemowlakach, które uczą się emocji i rozumienia świata patrząc na matki, które noszą przed nimi maski. Pomyślcie o ośmiolatkach, które zmuszane są do noszenia tych śmiesznych kawałków tkaniny nie wiadomo gdzie i z czego zrobionych. Ich mózgi otrzymują znacznie mniej tlenu, który jest kluczowy dla rozwoju tego narządu. Nakazując im noszenia tego czegoś, skazujecie je na bycie głupimi. Tak, one będą głupsze niż poprzednie pokolenia. Zamknięte w domach, stale przed ekranami, staną się zombie. I wśród takich zombie, dzięki Waszemu konformizmowi, będziecie żyć jako starcy. Odrealnionych, zagubionych zombie. Czy naprawdę tego chcecie? Czy zatraciliście już instynkt samozachowawczy? Czy jeżeli Pinokio, nieważne czy nazywa się Joe, Angela czy Vateusz, jutro wyda rozporządzenie Rady Ministrów, że każdy obywatel powyżej 50. roku życia ma się powiesić na najbliższej latarni, aby chronić klimat, posłuchacie go i to zrobicie? Albo powiecie Waszemu ojcu czy matce, że ma tak postąpić? Przekonacie, że lina jest za darmo, więc to jest dobre? Jeszcze pięć lat takiego warunkowania jak psy Pawłowa i 2/3 z Was to zrobi. A jeszcze znajdą się hierarchowie Kościoła katolickiego czy nawet i rabini, którzy wierzącym w Boga wmówią, że tego chce Jezus czy Jahwe. Jak to leciało? Wojna to pokój. Wolność to niewola. Ignorancja to siła. George Orwell A.D. 2022.

Ale nie chcę tylko na jeden temat. Wybrałam kilka kluczowych faktów, które powinny zadziałać jako ostatni dzwonek alarmowy przed naszą katastrofą. Jakiś czas temu wymyśliłam stwierdzenie, że jesteśmy karmieni w 5% prawdą i 95% kłamstwami. Od jakiegoś czasu wątpię w taką proporcję. Coraz mocniej skłaniam się do tego, że prawdy nie ma w ogóle. Są tylko kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. Całą dobę, każdego dnia.

Czy zdajecie sobie sprawę, że w 2021 roku na lobbing w przemyśle militarnym w USA wydano 88 milionów dolarów? A teraz zgadnijcie, ile wyniosła kwota na lobbing w interesie przemysłu farmaceutycznego. Napiszę tu kilka zdań, żeby Wasz wzrok nie znalazł tej informacji od razu (po przekierowaniu do źródła kliknijcie na moment ok. 29:15). Dodam tylko jedno: zacznijcie łączyć kropki i nie myślcie, że komentarz na Fejsbuku zmieni rzeczywistość. Nie zmieni. Trzeba aktywnie przeciwstawiać się terrorowi nawet za cenę wejścia w konflikt, utraty czyjejś sympatii albo nerwowej sytuacji. To też jest część życia. Podstawą jest tak naprawdę znajomość obowiązującego prawa, a nie prawa telewizyjnego. No, dobrze. A więc – wracając – na lobbing w samych tylko Stanach Zjednoczonych w zeszłym roku w branży rozmaitych „lekarstw” wydano… Ta-dam! Pięćset cztery miliony u-es-de. 504. Miliony. Amerykańskich dolarów. Czy teraz staje się jasne, dlaczego Józio zza oceanu straszył mieszkańców swojego kraju, że Święta Bożego Narodzenia będą straszne tylko dla tych, którzy nie przyjęli „eliksiru”?

A jak już mowa o USA. Oglądałam ostatnio kilka rozmów z tamtejszymi lekarzami, którzy pokazywali dane na temat skali zakłamania instytucji takich jak CDC (odpowiednik naszego Ministerstwa Zdrowia i Sanepidu), a nawet AHA (American Heart Association, czyli coś w rodzaju Towarzystwa Chorób Serca). Wyobraźcie sobie, że na stronach tego drugiego stowarzyszenia opublikowano niedawno raport, w którym napisano: We conclude that the mRNA vacs drammatically increase inflammation on the endothelium and T cell infiltration of cardiac muscle and may account for the observations of increased trombosis, cardiomyopathy, and other vascular events following vaccination. [Nasz wniosek brzmi, że szczepionki oparte o technologię mRNA powodują znaczący wzrost zapalenia śródbłonka naczyń krwionośnych oraz przenikania przez komórki T mięśnia sercowego i mogą przyczyniać się do zakrzepicy, zaburzenia czynności serca i innych chorób naczyniowych po szczepieniu – tłum AS.] Kilka dni później ten artykuł został ocenzurowany, a Stowarzyszenie poczuło się w obowiązku uderzyć w piersi i jeszcze poddać samobiczowaniu, co prawda nie usuwając oryginału, ale zmieniając konkluzję: In conclusion, the mRNA vacs numerically increase (but not statistically tested) the markers IL-16, Fas, and HGF, all markers previously described by others for denoting inflammation on the endothelium and T cell infiltration of cardiac muscle, in a consecutive series of a single clinic patient population receiving mRNA vaccines without a control group. [Szczepionki mRNA ilościowo zwiększają (ale nie zostało to sprawdzone statystycznie) markery IL-16, Fas i HGF, wszystkie markery poprzednio opisane jako wskazujące na zapalenie śródbłonka i przenikanie przez komórki T mięśnia serca u pojedynczych pacjentów otrzymujących szczepionki mRNA, bez grupy kontrolnej – tłum. AS].

Zaciekawił mnie sposób zbudowania tej frazy: „in a consecutive series of a single clinic patient population”. Jak dla mnie to jakiś bełkotliwy łamaniec językowy, chyba, że mam ograniczoną wiedzę naukową w tym temacie. Wyraz „consecutive” znaczy kolejny, seryjny, lecz zaraz potem napisano, że jest to jak gdyby ciągła seria, ale POJEDYNCZYCH pacjentów.

Powstaje zatem pytanie: dlaczego zmieniono oryginalny artykuł, który przecież musiał przejść recenzję naukową, w taki sposób, że z tego prawie nic nie wynika? Co w tej nowej wersji autorzy tego artykułu chcą przekazać ludziom przyjmującym najmodniejsze obecnie preparaty? Że brać, czy nie brać?

Chyba najbardziej uderzyło mnie pokazanie nagrań i artykułów prasowych z różnych części świata na temat sportowców, głównie piłkarzy i tylko mężczyzn, w sile wieku, którzy w trakcie rozgrywek upadali i umierali w kilka minut – działo się tak w Omanie, w Algierii, w Chorwacji i wielu innych krajach. Na podstawie badań przeprowadzonych przez niezależnych lekarzy najbardziej narażeni na zatrzymanie pracy serca są właśnie młodzi chłopcy, w grupie 18-24 lata. To naprawdę poruszające. Ale jeżeli nawet to nie „szpryca” jest winna – to bardzo proszę wszelkie poważne gremia naukowe dysponujące odpowiednimi narzędziami medialnymi o uczciwe zbadanie przyczyny tego, że niechorujący na nic młodzi ludzie w sile wieku umierają w kilka chwil. Póki co widzę tylko magiczne zaklęcia „to na pewno nie od szczepionki”. Aha.

Idźmy tropem niezliczonych kłamstw. Spójrzcie proszę na ten artykuł na Interii: „Ilu rodziców nie szczepi swoich dzieci? Nowe dane. Paweł Grzesiowski komentuje.” I ponownie, nastąpiła ciekawa edycja, ponieważ tak oryginalnie nazywał się ten artykuł; zmieniono jednak jego tytuł na: „Nowe dane o obowiązkowych szczepieniach. Dr Grzesiowski: zafałszowany obraz”.

Obserwowałam tego człowieka na długo przed rokiem 2020 i od zawsze wzbudzał on mój niepokój. Jego mowa ciała, mimika, sposób komunikowania się są bardzo dziwne. A w zasadzie – powinnam tu może użyć czasu przeszłego. Od czasu „Sprawy dla reportera” Grzesiowski przeszedł przemianę. Zapewne dzięki intensywnemu treningowi lub poważnej terapii nauczył się kontrolować swoje emocje i nabrał ogłady, więc zachowuje się w studiach telewizyjnych bardziej kulturalnie. Jednak w dalszym ciągu jest w nim coś, co zdecydowanie nie wzbudza zaufania.

https://wydarzenia.interia.pl/autor/irmina-brachacz/news-nowe-dane-o-obowiazkowych-szczepieniach-dr-grzesiowski-zafal,nId,5785729

Ad rem: Otóż w artykule zastosowano prostacką manipulację odnośnie odry. Nie pierwszy zresztą raz widzę w mediach ten trik. Mamy już rok 2022, a „eksperci” uwielbiają przywoływać dane dotyczące zachorowań na tę chorobę z… 2019 roku. Przypominam zatem wszystkim, że jest coś takiego jak meldunki epidemiologiczne Państwowego Zakładu Higieny. Każdy może tam sobie sprawdzić, jak rok do roku zmieniają się liczby osób chorych na wiele, wiele różnych chorób. Na przykład, na grypę zawsze chorowało około 5 milionów ludzi. Od 2 lat chorują nie więcej niż 3 miliony. 🙂 A co do odry – istotnie, w 2019 odnotowano 1492 przypadki. Tylko że w 2020 – 29, a w 2021 – 14. Ale kto by tam szukał u źródła… Grzesiowski prawdę Ci powie! On się zna najlepiej, on ekspiert, a ty, jełopie, znasz się tak na medycynie jak gołąb na mechanice kwantowej! Więc lepiej morda w…

A teraz crème de la crème. Najnowsza odsłona terroru przeprowadzanego w Polsce, który się objawia w tym, że ponownie ludzie boją się spotykać, sami z siebie nakładają maski (niektórzy podwójne! – to zresztą „wspaniały” pomysł dla ludzi 60+ z niewydolnością krążenia) i zgadzają się na ponowne zamknięcie dzieci i młodzieży w ramach tzw. „edukacji” zdalnej.

Po pierwsze, politycy i media doprowadzili do rekordowo wysokiej liczby wykonywanych testów. Spójrzcie na ten żółty pasek ze strony wpolityce.pl z dnia 24.01.2022 (tzw. portal braci Klęczących). 29 tysięcy zakażeń i zmarły 2 osoby! Zaiste. A co to za osoby? Może to ktoś z zawałem serca, kto miał pozytywny wynik testu wykonanym metodą PCR, która nie nadaje się do diagnozy? Albo może był to denat o wielu urazach kości klatki piersiowej?

Od wielu miesięcy, co tydzień odświeżam jedną z rządowych stron i sprawdzam statystyki zgonów.

Otóż po pierwsze – sezon grypowy 2021/2022 jest nieco mniej smutny (choć nadal tragiczny) pod względem liczby odejść z tego świata polskiej populacji, w porównaniu do tego z 2020/2021. To będzie zadanie na przyszłość, aby rzetelni i uczciwi naukowcy przeprowadzili drobiazgową analizę statystyczną, medyczną i tak dalej. I tu dochodzimy do czegoś ciekawego.

Przez ostatnie tygodnie minionego roku, tj. w drugiej połowie listopada i w grudniu umierało w każdym tygodniu ponad 13 tys. ludzi. (Dla porównania, jeszcze 2, 3, 4, 5 lat temu w pojedynczym tygodniu umierało ok. 7,5 tysiąca Polaków, z niewielkimi odchyleniami w sezonie zimowym.) I oto mamy początek roku 2022. Tydzień pierwszy: 11983, tydzień drugi: 10702. Nie będę zadawać pytania, dlaczego media głównego szlamu o tym nie mówią i nie próbują dociekać, co się takiego stało, że jest lepiej. (Choć przecież w tzw. „ochronie” zdrowia nic się nie zmieniło.) Na trzecim tygodniu licznik zatrzymał się na liczbie 9318, ale na pewno będzie ona zaktualizowana. Spada też liczba hospitalizacji na C-19, co wykazał ostatnio Grzegorz Płaczek. Tylko proszę nie mówcie, że to jakiś anonim znikąd, który miesza ludziom w głowach. Ten facet napisał ponad 300 pism do różnych biurokratów, uzyskując twarde dane i konkretne informacje, więc skutecznie zawstydził zdecydowaną większość polskojęzycznych dziennikarzy.

I żeby było jasne: ta choroba istnieje. Nie kwestionuję jej. Ale ilu Polaków ma świadomość, że:

  1. Poziom witaminy D poniżej 40 OH to wysokie prawdopodobieństwo ciężkiego przejścia infekcji.
  2. Prosty i tani protokół leczenia opiera się na wysokich dawkach cynku, witamin C i D w pierwszych godzinach i dobach choroby? Znalazłam również wiarygodną informację o płukaniu nosa wodą utlenioną.
  3. 80% do 90% odporności bierze się z jelit, więc jeżeli ktoś je dużo żywności przetworzonej, pszenicy, konserwantów itd. to ryzykuje…

W każdym razie, wszystkie obiektywne wskaźniki się poprawiają (oczywiście podejrzewam, że wskaźniki dotyczące 90% chorób tylko się pogarszają, takich jak zawały, udary, nowotwory i samobójstwa, ale tych danych ze świecą szukać); tymczasem od paru dni mamy nasilenie propagandy strachu, administracyjnego terroru i tym samym postanowiono wdeptać w ziemię dzieci i młodzież i wsadzić je na „edukację” zdalną, czyli znów zgnoić, ogłupić, wsadzić przed komputer jak do kąta. Dobrze przynajmniej, że dzieci niezaeliksirowane mogą podejść do ekranu i zobaczyć panią profesor… Kolejny zbytek łaski. Podejrzewam też, że niedawne posiedzenie tzw. Komisji Norymberga 2.0 może ujawnić kolejne poziomy zszambienia polskojęzycznych „medyków” żyjących z naszych pieniędzy, zwłaszcza, że sprytny pan doktor z Rybnika założył sobie maseczkę do transmisji online – zapewne po to, żeby na ulicy potem nikt go nie rozpoznał. Równolegle wzbudza się w ludziach strach przed wojną…

Zapętlenie maseczkowo-wizualne nadaje się na niezłą parodię.

Zdegenerowany mainstream cuchnie już tak bardzo (nie tylko ten w Polsce), że wywiera już nawet presję na korporacyjnego dostawcę pokroju Spotify, aby usunęła podcasty bijącego rekordy popularności Joe Rogana z USA. Genialnie wyśmiał to niejaki Russell Brand tutaj. Ludzie z establishmentu dostają też piany na ustach, że posiadający kręgosłup moralny Robert Malone, współtwórca technologii mRNA „zdradził” ich i zakwestionował jakość „eliksirów” właśnie u Rogana, za co obaj dostali (który już z kolei) wilczy bilet… (Youtube kasuje już nawet skróty skrótów tego wywiadu.)

Takie przykłady można mnożyć. Codziennie, w każdej minucie, serwuje się nam tonę nowych kłamstw, manipulacji i dezinformacji. Trwa wojna informacyjna, a agentem wpływu może być ktoś, kto wcale nie dostaje milionów na ukryte konto, ponieważ wynagrodzeniem może być gratyfikacja, której nie da się uchwycić ani zapisać, np. wprowadzenie w jakieś ważne środowiska, umożliwienie kontaktu itp. Taka wojna bez bomb lotniczych i wojsk pancernych, tylko bardziej niszcząca człowieka od środka. Ktoś, kto poprzez trwający od 2 lat kryzys realizuje swoje interesy, musiał absolutnie doskonale przyswoić sobie wiedzę na temat osiągnięć psychologii. Myślę, że oprócz przestudiowania eksperymentu Milgrama, musiał czytać książkę laureata nagrody Nobla, Daniela Kahnemana (o tzw. myśleniu szybkim i wolnym), a jeśli tak, to i na tym na pewno nie poprzestał.

Ideologia pseudosanitarna to, moim zdaniem, kolejny atak w jednostkę o nazwie rodzina. Niedoskonałą, złożoną z ludzi, którzy popełniają błędy, ale to właśnie rodzina kształtuje małego człowieka, daje mu wartości, chroni, wspiera i motywuje. Tak było zawsze. Lecz „ekranoza”, czyli wtłaczanie dzieci od najmłodszych lat w lśniące cyfrowe obrazki, bez wątpienia utrudni rodzicom te zadania. I to już się dzieje.

Na szczęście prawdziwe życie, może poza Warszawą, wygląda zupełnie inaczej niż w plazmie Samsung o przekątnej pięćdziesiąt cali full HD. Poza tym, po obejrzeniu paru filmów z Radkiem Pogodą zaczęłam się zastanawiać, ile pięter ma ta diabelska wieża? Chodzi mi o to, ile jest poziomów sterowania i realizowania kluczowych interesów najważniejszych ludzi na Ziemi. Bo to nie chodzi tylko o to, że rada nadzorcza jakiejś farmaceutycznej spółki wywarła presję na zarząd, że ma w końcu zwiększyć zyski. To jest jeden z wielu poziomów całej układanki. Nie przeceniałabym też znaczenia faceta o nazwisku Bil Gejts, bo jak patrzę na jego mowę ciała, dochodzę do wniosku, że i on jest figurantem. Mało pewnym siebie i fatalnie kontrolującym swoje emocje. Prawdopodobnie (i na szczęście) nigdy nie dowiem się, kto naprawdę rozpętał to plandemiczne szaleństwo, ale zrozumiałam jedno: to pycha jest główną motywacją ludzi zmieniających organizację naszego świata. Myślą o sobie „jestem lepszy od Boga” (podobnie jak szatan). Problem polega na tym, że nigdy nie będą nasyceni i zawsze będą chcieli więcej i więcej. Jak napisała święta Siostra Faustyna Kowalska:

W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przyjemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się — dochodzili do końca, nie spostrzegając, że już koniec. Ale na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść; jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka liczba, że nie można było ich zliczyć.

I dalej:

Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. (…) To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło1

Dlatego z pewnym niedosytem, a może rozczarowaniem, przyjmuję aktualny opis rzeczywistości przedstawiany przez Krzysztofa Karonia, którego niezwykle cenię i jestem mu wdzięczna za jego wieloletnią pracę, lecz uważam, że widzi świat zbyt wąsko. Wiele uwagi poświęca antykulturze spod znaku Reicha czy szkoły frankfurckiej, ale całkowicie pomija to, co pseudosanitarny terror serwuje dzieciom i młodzieży od dwóch lat. Mam takie poczucie, że brakuje poważnych analityków rzeczywistości, którzy próbowaliby objąć jak najwięcej dziedzin naszego życia i spojrzeć na wszystko co nas otacza możliwie jak najszerzej. Samemu staram się składać do kupy i realny socjalizm, i antykulturową rewolucję, i terror paramedyczny, i zdegenerowany system finansowy oparty o niekończący się dług i dodruk pieniądza. Uważam, że jako cywilizacja (proszę mi wybaczyć spore uproszczenie) doszliśmy do szczytu naszych możliwości, teraz trwa już tylko rozpad. A właściwie Rozpad Homo Sapiens – fizyczny, moralny, psychiczny, mentalny i duchowy. Oczywiście, moje myślenie jest ograniczone geograficznie, bo do końca nie wiem, co dzieje się na przykład w Afryce, zwłaszcza subsaharyjskiej; ani też nie za bardzo mam pojęcie, w jaki sposób globalizm położył swe łapska na mieszkańców Ameryki Łacińskiej… Podobno czarni mieszkańcy Afryki z otwartymi ramionami witają od niedawna rosyjskie wojska i gonią precz dawnych kolonizarorów, jak twierdzi Wojciech Szewko. To też o tyle interesujące, że w tej diabelskiej wieży nie potrafię umieścić pewnego elementu – okultyzmu i satanizmu. Jeden z ideologów geopolitycznej ekspansji Rosji, niejaki Aleksander Dugin, fascynuje się właśnie takimi wątkami i jeszcze 30 lat temu żałował, że w Polsce tak słaba jest masoneria. To nie żart – ten facet traktowany jest w Rosji jako poważny analityk i nawet nadano mu tytuł profesora2. Dlatego właśnie mówię o pewnej wielopiętrowej wieży, w której zazębia się wiele ideologii i interesów.

Mam też pewien dylemat. Bo choć ideologie, które są tak naprawdę puste w środku, chcą nam wmówić, że prawda, dobro i piękno nie mają żadnego znaczenia, to jak poradzić sobie z następującą kwestią:

Załóżmy, że dość kategorycznie i praktycznie interpretujemy radę (wskazówkę / polecenie?) Chrystusa wg Ewangelii św. Mateusza: oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a Bogu to, co Boskie. Ostatnio usłyszałam od pewnego prawosławnego księdza taką oto interpretację wspomnianych słów: „dajcie mu to czego chce, żeby się odczepił”. A zatem pokornie znosimy to, co nas spotyka, a nasza droga usłana jest cierniami i kamieniami, aż w końcu dochodzimy do Nieba i życia wiecznego. To znaczy, akceptujemy nakazy sanitarne, płacimy podatki na poziomie 95% przychodów, bierzemy za dobrą monetę słowa i czyny kogoś takiego jak papież Franciszek. W końcu Jezus nie zgadzał się na udział w buncie Żydów przeciwko opresji Rzymu i wzniecenie powstania, prawda? Gdy patrzę na wielu katolików co chwila dezynfekujących dłonie i księży rozdających Komunię Świętą w maskach FFP3 zastanawiam się, czy mają w sobie ufność Bogu, w którego wierzą; a może raczej jestem w błędzie – i wilk syty, i owca cała. Jest maseczka, jest Eucharystia, wszyscy są zadowoleni…

Ale to fałszywa interpretacja. Królestwo Boże jest ponad władzę ziemską lokalnych królów, premierów i kanclerzy. To poprzez nauczanie chrześcijańskie ludzie wierzący w Chrystusa mają zmieniać świat! Nie jest więc prawdą, że da się te dwie rzeczywistości zupełnie rozgraniczyć. Napisano bowiem:

My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu.

Drugi list do Koryntian, rozdział 3, werset 18.

Dlaczego zatem zasłaniacie twarze w kościele?

Zanim na koniec skonstatuję, że większość ludzi nie myśli logicznie, co tak bardzo mnie rozczarowuje w kontakcie z bliźnimi od wielu lat (choć właściwie, dlaczego?), przytoczę jeszcze zabawną historyjkę. Niedawno byłam świadkiem sceny, w której mała dziewczynka podeszła do stolika, przy którym siedziało kilka osób i rozpoczynało posiłek w restauracji. Przed chwilą zdjęli swoje maseczki i schowali je do kieszeni (by pewnie je potem powietrzyć na sznurku do prania w domu). Dziewczynka wesoło zawołała: smacznego! A pan, który zakładał tę maskę za każdym razem, gdy szedł do toalety albo bufetu, z uśmiechem wyciągnął do nieznajomego dziecka rękę i zawołał: piątka! I przybił piątkę. 🙂 Czy to nie jest genialne? Kompletny brak logiki w odniesieniu do zamordyzmu sanitarnego, ale jednocześnie istnienie resztek spontaniczności i radości w człowieku. Mam nadzieję, że ani przez moment nie stresował się, czego ta dziewczynka wcześniej dotykała… Brr, może dłubała w nosie? (Po więcej takich ironii zapraszam do mojej powieści.)

I na koniec eksperyment myślowy, na który wpadłam wczoraj podczas zmywania naczyń. Wyobraźmy sobie, że jest rok XYZŹ. Niezaszczypawkowany polski żołnierz w stopniu starszego sierżanta podchorążego broniący polskiej granicy przed atakiem zielonych ludzików jest na przepustce i chciałby uczcić 85. urodziny swojej kochanej cioci w popularnej restauracji w jakimś średniej wielkości mieście. Na co dzień odpiera ataki rosyjskiej artylerii i teraz wyjątkowo jego przełożony pozwolił mu na 24 godziny odpoczynku. W myśl przepchanych z wielką mocą pseudoprzepisów „sanitarnych” nie może jednak wejść do tego lokalu, pomimo tego, że dostał nawet imienne zaproszenie, ponieważ nie posiada kodu QR z ważnym „paszportem”. Może nawet i poszedł na pierwszą dawkę, ale na tym koniec, więc jego status jest już po dacie ważności. Co wtedy zrobią ludzie wciąż ślepo wierzący oderwanemu od rzeczywistości starszemu panu z Żoliborza? Wszak JarKacz nazwał tych, co się nie szczepią, ruską agenturą. Ale jak to? Przecież ten żołnierz z narażeniem życia broni Polski i jej mieszkańców, a wczoraj o mały włos straciłby nogę w wyniku ostrzału. Dura lex sed lex, Andrzej Duda ustawę o segregacji podpisał, opublikowano ją nawet w Dzienniku ustaw, zatem żołnierz nie ma prawa znajdować się nawet w przedsionku jadłodajni. Paszoł won! Znaczy, idź precz! Żeby nie było ci smutno, żołnierzu, masz tu bon na 300 złotych do Biedronki.

Czy zatem podjęliśmy już decyzję, że zgadzamy się na wszystko? Bo przecież jest wygodna praca z domu – można cały dzień być w piżamie i robić raport dla szefa. Bo zakupy są z darmową dostawą pod drzwi. Bo jest Netflix i Player. Bo koncerty muzyczne są online – wystarczy tylko kupić dobry głośnik. I nawet yogę można ćwiczyć przez tablet. Więc czego się czepiasz, Stępniak?

No, czepiam się. I na razie nie zamierzam przestać.

PS I wiesz już na pewno od dawna, Szanowny Czytelniku, że testy na C-19 nie nadają się do diagnozy?

1 Faustyna Kowalska, Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, wyd. 2015.

2 Za: Leszek Sykulski, Rosyjska geopolityka a wojna informacyjna, 2019.

Comments

comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *