Cham i słój

Na straganie w dzień targowy takie słyszy się rozmowy… „W Warszawie mieszkają same chamy”; „Krakusy mają kompleks z powodu >utraconej stolicy<„. Czy istnieją dwa inne miasta w Polsce, które byłyby równie mocno zantagonizowane?

Jako warszawianka z urodzenia, a Mazowszanka od pokoleń nie mam problemów wynikających z pochodzenia, zauważam jednak, że są ludzie, dla których to, że inni ludzie są  z Warszawy stanowi problem. Pamiętam, że jako dziecko pojechałam na naukę jazdy na nartach w Szczyrku. W całodniowych zajęciach uczestniczyły dzieci w różnym wieku. Jeden z nich, nazwijmy go Kubą, pochodzący z Jeleniej Góry, nie starszy ode mnie (na oko 12-letni), był już wtedy odpowiednio przez dorosłych uświadomiony co do największego miasta Polski. Przez cały dzień nabijał się z mojego warszawskiego pochodzenia i prześcigał się w swoich szyderstwach.

Z kolei jedna z anegdotek „z brodą” brzmi tak: na wakacje do Dąbek nad morzem jedzie facet z Warszawy. Idzie na plażę i spotyka grupę ludzi odzianych w dresy. Ci szukają zaczepki: „te, skąd jesteś?” Sytuację ratuje jego refleks: „z Ursynowa”. Z ulgą przyjmuje odpowiedź: „to dobrze, k…, że nie z Warszawy”.

Nie bardzo rozumiem, jaki można mieć problem z tym największym miastem w naszym pięknym kraju, zwłaszcza iż fakt, że Kraków był stolicą Polski ponad 400 lat temu od dawna nie ma żadnego przełożenia na życie jego mieszkańców, zaś warszawiaków „z dziada pradziada” nie ma prawie w ogóle, bo większość z nas jest ludnością napływową z innych regionów Polski. Skąd zatem uwagi o warszawskich „chamstwie”  i „buractwie” jeśli mieszkają w niej ludzie z każdego zakątka Polski? „Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!”

Ta mieszanina, którą diagnozuję jako kompleksy i zawiść, jest dla mnie całkowicie niezrozumiała, zwłaszcza, że nie widzę symetrii uczuć wobec Krakowa. Owszem, pewnie by można użyć nieładnego określenia „słoik” dla kogoś, kto przybywa ze stolicy Małopolski do stolicy Mazowsza; czasami mówi się też pogardliwie „Krakówek”  – mając na myśli pewnego rodzaju specyficzną mentalność, ale jest też i „Warszawka”… A poza tym, przecież turyści z zagranicy, mając do wyboru kilka ciekawych miejsc w Polsce, najchętniej przybywają właśnie do Krakowa. Gdzie zatem powody do wstydu? Bez takich. Że metro? Przecież nasi włodarze budowali jedną nitkę przez 60 lat, a druga miała zacząć działać 5 lat temu.

O tym, że Warszawa jest prowincją słyszałam z ust krakowiaków wielokrotnie. A dlaczego? A no dlatego na przykład, że nie pozbyła się jeszcze stalinowskiego budynku w centrum miasta. Albo z tego powodu, że nie odwołała w referendum skompromitowanego prezydenta. Na podstawie takich osądów wydawać by się mogło, że Warszawa to odrębna dzika planeta, osadzona we wszechświecie, który jest „lepszy”, mądrzejszy i bardziej nobliwy. Czy ludzie z dwóch miast tak bardzo się od siebie różnią?

Mit zadzierania nosa jest pewną kliszą, stereotypem, a jak wiadomo stereotypy ułatwiają poznawanie świata – nawet, gdy go fałszują. Choć tak jest łatwiej.

A póki co zostańmy przy faktach – Warszawa jest najbardziej dynamicznie rozwijającym się miastem. Być może brzydkim, na pewno eklektycznym, ale o pięknej historii. Kraków zaś ma tej klasy zabytki, których Warszawa nigdy mieć nie będzie. I wszystko się razem uzupełnia.

 

Anna Stępniak

 

Comments

comments

6 comments to “Cham i słój”
  1. Wszystko w Polsce jest bipolarne 😉 Kraków – Warszawa (i szereg dalszych par – Toruń i Bydgoszcz, Kielce i Radom…), PiS – PO, dżendery i mohery, ProOwsiaki i AntyOwsiaki itd., itp.

  2. w każdym kraju istnieją animozje pomiędzy ziomalami. prawie zawsze wynika to bardzo prymitywnych pobudek: zawiść (oni są bogatsi-napewno naszym kosztem, podrywają nasze panny-a one są dla nich łatwiejsze niż dla nas :-)), leczenie kompleksów (słoiki, mohery, yuppies – oni sobie bezczelnie lepiej radzą), żądza władzy – działania polityków skierowane na pozyskanie paru głosów lub poróżnienie w szeregach opozycji (operacje socjotechniczne na Ślązakach). można by wymieniać jeszcze wiele, wiele innych przyczyn. ciekawe jest to, że im bardziej bliższe genetycznie grupy tym animozje większe – patrz casus Kargula i Pawlaka :-).
    przykład zagraniczny- dowcip Niemców o Austriakach: jaki jest kolor narodowy flagi austriaków? odpowiedź – BIAŁY! (patrz -anschluss Austrii).
    Wniosek: wszędzie są podobne problemy a Polacy są zwykłymi ludźmi. Rolą mądrych rządzących jest takie animozje łagodzić i naród jednoczyć. Jak jest?-wszyscy widzą i słyszą…

    • Oczywiście. Z tego co wiem, mieszkańcy Francji mają złe zdanie o mieszkańcach Paryża, mieszkańcy Karyntii źle mówią o wiedeńczykach, a jeszcze większe animozje są we Włoszech, zwłaszcza na linii północ-południe.
      Przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz: bywa, że reakcja małopolan na „idę na dwór” brzmi: jaki dwór, a co to, pany? na pole! 🙂

  3. Mieszkałem jakiś czas w Warszawie. Teraz mieszkam w Krakowie. Pochodzę z okolic Kielc więc mam dość obiektywne zdanie na temat zarówno Warszawy jak i Krakowa. Muszę przyznać z ręką na sercu, że Warszawa wygrywa w tym zestawieniu. Jest o wiele bardziej zadbana od Krakowa, który prócz starówki jest brudny, szary i komunistyczny. Taki Radom tylko z gorszą komunikacją miejską. W Wawie ludzie są bardziej otwarci, uśmiechnięci. W Krakowie są opryskliwi, nieprzyjaźni i zamknięci w sobie. Mówi się, że „Warszawiak na drodze” jest chamski. I nie ma bardziej mylnej teorii. Warszawiacy jeźdzą dynamicznie, Krakowiacy robią zatory na drogach (a jak jedziesz zbyt blisko bo chcesz wyprzedzic to hamują Ci przed maską powodując zagrożenie). Warszawa jest dużym miastem a mimo to nie czuć w niej ciasnoty. Jeśli chodzi o Kraków to nawet w podkrakowskich wsiach domy i ulice są budowane na ścisk. Autentycznie jest tam duszno. Poza tym smog. W Wawie nigdy nie miałem problemu z ubraniem śmierdzącym dymem z pieca. Tu wyjdziesz z mieszkania i czujesz jakbyś właśnie rozpalał w starym piecu węglowym. W Krakowie i w całej małopolsce mówią „na pole”. I nie drażniłoby mnie to tak bardzo gdyby nie to, że w sytuacji kiedy mówisz tak jak reszta Polski „na dwór” to się dziwacznie ciskają o to do Ciebie. Reasumując – nie cierpie Krakowa. Warszawa potrafi przytłoczyć, jest specyficzna ale daje kopa, ma taki fajny klimat. W Krakowie czuję się jak intruz przeniesiony z cywilizowanego świata do Korei Północnej. Kiedy wyprowadzałem się z Wawy to trochę było mi żal. Kiedy wyprowadzałem się z Krakowa poczułem ulgę. Mam dużo dalej do Wawy niż do Krakowa ale chętniej jeżdżę właśnie do Warszawy. Kraków omijam szerokim łukiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *