„Telewizja powie o bombie, ale czy usłyszymy coś o codziennym piekle?”

Klara Sołtan-Kościelecka – od około 8 lat działa w organizacjach pozarządowych, także społecznie. Jedną z nich jest Women in Hebron – kooperatywa skupiająca ponad 120 kobiet z dystryktu hebrońskiego na Zachodnim Brzegu, które wytwarzają produkty rękodzielnicze. Dzięki takiej formie spółdzielczości wiele z nich może utrzymać swoje rodziny. Mają też swoją stronę na fb.

Anna Stępniak: Opowiedz mi o Idnie.

Klara Sołtan-Kościelecka: W Idnie znajduje się siedziba organizacji – jest to miasto położone 15 km na południowy zachód od Hebronu. W biurze pracuje kilka kobiet. Reszta – w swoich domach. Ich praca polega na szyciu, tkaniu i haftowaniu tradycyjnych palestyńskich wzorów. Wachlarz wytwarzanych przez nich produktów jest bardzo szeroki: od dywanów, szali, kamizelek, toreb, torebek, plecaków, poprzez portmonetki po zabawki i biżuterię. Kobiety parają się tradycyjnym haftem, nie znaczy to jednak, iż zamknięte są zupełnie na nowinki przychodzące najczęściej z Zachodu. Stąd wśród ich wyrobów wymienić można także futerały na laptopy, tablety, czytniki e-booków, czy telefony. Kobiety mają swój sklep na starym mieście w Hebronie. Tam sprzedają swoje wyroby, najczęściej grupom turystów zwiedzających miasto.

 Jak zaczęła się Twoja współpraca z tą organizacją?

Moja współpraca z Women in Hebron trwa ponad dwa lata. Najchętniej pracuję z nimi tam, na miejscu, jednak, siłą rzeczy, udało mi się tam być jak na razie tylko dwukrotnie. Gdy już tam jestem, robię to, co akurat potrzebne – pomagam w sklepie, w prowadzeniu strony internetowej, czy odpowiadaniu na maile. Przyznam jednak, że tym coraz częściej zajmują się inni wolontariusze. Bo – i to jest moje długofalowe zadanie – prowadzę nabór wolontariuszy z Polski. Obecnie mam zgłoszenia od 20 osób (i wciąż napływają nowe), z których już dwie dziewczyny tam „wyprawiłam”. Podstawowym moim zdaniem jest rozwój współpracy polsko-palestyńskiej w kontekście Women in Hebron: piszę z nimi projekty na granty na wspólne działania, utrzymuję kontakty z polskim konsulatem w Ramallah oraz Ambasadą Palestyńską w Warszawie, a także organizacjami pozarządowymi w Polsce, które w przyszłości mogą być partnerami w naszych przedsięwzięciach.

Masz jakieś dalsze plany?

Myślę o długofalowej współpracy z tą organizacją. Jednym z owoców naszej wspólnych działań jest planowany (a obecnie organizowany) przyjazd kilku kobiet z Women in Hebron na Jarmark Jagielloński, odbywający się co sierpień w Lublinie. Będzie to ogromna szansa dla tych dziewczyn – pokazać swe wyroby artystom i turystom z całego świata. Ta podróż ma też jednak inny wymiar, pewno ważniejszy. Dla wielu z nich będzie pierwszym wyjazdem zagranicę. Ponieważ minęło już kilkadziesiąt lat od czasów, w których i dla nas podróżne były czymś nieosiągalnym, trudno nam sobie wyobrazić ich radość i podniecenie na samą myśl o wyjeździe. Oprócz pobytu w Lublinie, planujemy spotkania w Warszawie i być może Krakowie, na które już teraz Was serdecznie zapraszam.

Kolejnym naszym pomysłem są działania na rzecz dzieci. W Idnie nie prowadzi się żadnych programów edukacyjno-rozrywkowych dla maluchów, nie znane jest ponadto tu pojęcie przestrzeni publicznej dla mam z dziećmi, nie ma parków, placów zabaw, boisk etc. Dzieci czas wolny mogą spędzać więc w domach, najczęściej przed telewizją, lub na ulicy. Nie jest to bolączka wyłącznie Idny, a wszystkich miast i miasteczek Zachodniego Brzegu. Chciałabym, aby udało nam się zmienić to na poziomie lokalnym, być może stanie się to impulsem do działania dla innych?

Gdzie jeszcze byłaś, poza Idną?

Przede wszystkim w Hebronie – tam spędziłam najwięcej czasu. Mogę powiedzieć, że przyszło mi pracować w starotestamentowym Hebronie, bo na starym mieście, które jest tam gdzie było setki lat temu. Myślę, że najlepiej atmosferę tego miejsca oddadzą zdjęcia. Jest ono bowiem wyjątkowe, jeśli porównać je np. z Tyrem czy Sydonem w Libanie lub tym, co kiedyś było starym miastem w Aleppo czy Damaszku… Słowami jednak owej „wyjątkowości” nie oddam.  Można natomiast powiedzieć z całą pewnością to, że Hebron jest – jak to utarło się ładnie określać – miastem „problematycznym”. Mimo iż leży na Zachodnim Brzegu, od 1997 r. podzielone jest na dwa sektory: H1 (pod jurysdykcją Autonomii Palestyńskiej) i H2 (pod jurysdykcją Izraela). Część żydowską zamieszkuje 40 000 Palestyńczyków i około 500 osadników żydowskich (głównie z USA), których bezpieczeństwa strzeże 4000 żołnierzy izraelskich.  Ta sytuacja jest przyczyną nieustannego napięcia. Co piątek (wolny dla muzułmanów) wybuchają tam zamieszki. Ich przebieg jest zawsze ten sam: młodzież i dzieci prowokują pilnujących osiedli żydowskich żołnierzy, krzycząc propalestyńskie hasła i rzucając kamieniami. Armia odpowiada gazem łzawiącym, gumowymi kulami i granatami ogłuszającymi.

 Codzienna rzeczywistość wielu Palestyńczyków. Widziałaś jeszcze inne miejsca?

Tak. W Jerozolimie – tu niejednokrotnie przeszłam Via Dolorosa, dużo czasu spędziłam też w Bazylice Grobu Pańskiego; ponadto także w Betlejem, Jerychu i nad Morzem Martwym, w Ramallah, Nablusie. W tym roku wybrałam się także do Galilei. Byłam w Nazarecie i Kanie Galilejskiej. Do tych miejsc z chęcią pojechałabym jeszcze raz, jako że nie mogłam tu spędzić tyle czasu, ile bym chciała. Leżały one bowiem na trasie mojej krótkiej wycieczki do jednej z wiosek z czasów Nakba (katastrofy), czyli zniszczonych przez Żydów w 1947 r., wtedy, gdy tworzone było państwo Izrael. Lubia – bo o niej mowa, jak inne miejscowości Północnej Palestyny, zostały zrównane z ziemią. Mieszkańcy zabici lub wygnani. Wielu z nich znalazło schronienie w Libanie. Jednak i to na krótko, gdyż cały ten obszar na długo został pogrążony w konflikcie. Wracając jeszcze do Lubii, dopatrzyć się tam można ruin domów, które mają zostać ukryte przez nasadzony po masakrze las. Takie wydarzenia towarzyszyły powrotowi Żydów do Ziemi Świętej.

Dla większości z nas wiedza o dzisiejszej Palestynie to często migawki z telewizji: mur, zamieszki, bomby, śmierć. Czego nie wiemy?

Wydaje mi się, że z tym mamy właśnie do czynienia coraz rzadziej, tzn. nie z murem, który faktycznie się rozrasta, ale z zamieszkami i zamachami terrorystycznymi. Zabijanie ludności cywilnej, często w bestialski sposób nie może być niczym uzasadnione. Chcę to powiedzieć jasno – mój sentyment do Palestyny nigdy mi nie pozwoli takich czynów nie tylko pochwalać, ale nawet usprawiedliwiać. Pamiętajmy jednak, że terror ma różne oblicza, stosowany jest także przez obie strony (z których tylko jedna ma dostęp do światowych mediów). W telewizji dowiemy się o samochodzie pułapce, ale czy usłyszymy cokolwiek o codziennym piekle, w jakim przychodzi żyć Palestyńczykom?

Widziałam Twoje zdjęcia punktów kontrolnych.

O nich wiemy chyba sporo. Ich sieć pokrywa cały Zachodni Brzeg. Bardzo skutecznie utrudniają one poruszanie się (nie turystom, a Palestyńczykom), często dochodzi tu też do upokorzeń. Słyszałam o takich historiach mających miejsce w „checkpoincie” prowadzącym do meczetu Abrahama w Hebronie. Żołnierze czasem w ramach swoiście pojmowanej „zabawy” wstrzymują ruch na punkcie. Patrzą z satysfakcją, jak zbierający się ludzie coraz bardziej się denerwują, czy zdążą na modlitwę. Podobnie dzieje się w innych punktach, znajdujących się np. na drodze do pracy.  Co jeszcze? Domostwa palestyńskie przylegające do domów osadników muszą mieć okna zabite żelaznymi okiennicami – na stałe. Drzwi nie mogą być zamykane na klucz. O każdej porze dnia i nocy mieszkania muszą być dostępne dla żołnierzy sprawdzających „bezpieczeństwo” tych, których ochraniają. Rodziny zamieszkujące te domy dobrze widzą, iż jeśli nie będzie komu w nich mieszkać w przyszłości (np. dzieci wyjadą do innych miast) zostaną one przejęte – nielegalnie – przez władze żydowskie. Te sprowadzą tu osadników. Aby zachęcić ich do zamieszkania na trudnym terenie, przekazują im te domy za darmo. Osadnicy nie muszą także płacić czynszu, robi to za nich państwo. Na bazarze, nad którym górują okna osadników, rozpostarto siatkę. Gdy spojrzysz w górę, domyślisz się, po co. Ujrzysz na niej śmieci, nieczystości, a także ciężkie przedmioty, jak cegły, które – dzięki siatce – nie spadły na głowy ludzi przebywających na suku [targowisku].

 Dla nas trudne do wyobrażenia.

Życie na Zachodnim Brzegu to życie pod okupacją. Zewnętrzne granice Palestyny są kontrolowane przez władze izraelskie. „Arabowie” (jak Żydzi określają Palestyńczyków), jeśli chcą wybrać się zagranicę, muszą to zrobić przez Jordanię. Droga przez Tel Aviv jest bowiem zamknięta. Jednak jest tu jeszcze dodatkowa trudność. Potrzebne są paszport i wiza. O tę ostatnią trzeba ubiegać się w Tel Avivie. Palestyńczycy zwykle spotykają się z odmową pozwolenia na przekroczenie granic Izraela. Jak zatem kobiety z Hebronu przyjadą do Polski na Jarmark Jagielloński? Będziemy próbować przez konsulat w Ramallah.

W tym kontekście mogłabym sprowadzić na ziemię turystki z Europy. Wiele z nich bowiem „na dzień dobry” dostaje propozycje małżeństwa od młodych Palestyńczyków. Dziewczyny! Nie ujmując nic Waszym wdziękom, te chłopaki chcą się wyrwać z więzienia, jakim jest dla nich Zachodni Brzeg. Małżeństwo z Europejką jest jednym z łatwiejszych, i być może milszych, sposobów…

A zatem nic się nie zmienia?

Przez 20 lat budowano ideę rozwiązania „dwupaństwowego”, czyli pokojowego współistnienia obok siebie Izraela i Palestyny. Nawet teraz, gdy jest już jasne, że ta koncepcja się nie sprawdza, na Zachodni Brzeg płyną fundusze, które w założeniu mają wesprzeć tamtejszą gospodarkę i sprawić, iż będzie ona samowystarczalna. Efekty czasem są widoczne, jednak generalnie są one krótkotrwałe, a wsparcie de facto otrzymują rząd i organizacje pozarządowe. Pieniądze wydawane są wówczas na różne „programy pomocowe”, a zatem na pensje osób je realizujących. Wątpię, aby w ten sposób można było zaprowadzić jakąkolwiek pozytywną zmianę. Poza tym – nie bójmy się o tym mówić – gros funduszy jest rozkradanych lub marnowanych przez Palestyńczyków. Zgodnie z badaniami Komisji Europejskiej stało się tak z 2 miliardami Euro. Korupcja i bezsensowne przedsięwzięcia to jedno. Inna sprawa to polityka Izraela nastawiona na wykończenie, a nie wsparcie Palestyńskiej gospodarki.

To znaczy?

Swojego czasu na Zachodnim Brzegu uruchomiono projekt produkcji i pakowania tamtejszej oliwy. Miała być ona sprzedawana na świecie przez sklep internetowy. Gdy fundusze zewnętrzne się skończyły, fabrykę zamknięto. Jej właścicieli nie stać było na prowadzenie i utrzymanie strony internetowej, a przede wszystkim na eksport produktów z Zachodniego Brzegu, ze względu na horrendalne koszty takich wysyłek, nałożone przez Izrael. Inny przykład: firma telemarketingowa ma szansę na współpracę z międzynarodową korporacją, ale nie może uzyskać wizy dla swoich pracowników, aby raz na rok wysłać ich na szkolenie do swojego partnera w biznesie. Albo to: hostel czy pensjonat na Zachodnim Brzegu chce reklamować się na swoim profilu na Facebooku, a tu jako lokalizacja wskazywany jest Izrael. Wytwórca ceramiki artystycznej chce otworzyć sklep internetowy, płatność za zamówienia musi być jednak dokonywana przelewami np. przez Western Union, ze względu na restrykcje Izraela dotyczących płatności internetowej w Autonomii i Strefie Gazy. Przykładów można mnożyć, wszystkie one składają się na codzienne cierpienie tamtejszej ludności.

Ostatnio przeczytałam słowa Szewacha Weissa, który uważa współistnienie Żydów i Arabów dawno temu w Hiszpanii oraz koegzystencję Żydów i Turków w Imperium Osmańskim za piękne, choć idealizowane przykłady harmonii pomiędzy dwoma religiami. W Iranie tamtejsi Żydzi organizują wiece wsparcia Iranu i jego polityki. Dlaczego antagonizmy w Izraelu i Palestynie są tak silne?

Rzeczywiście to piękne słowa i piękne przykłady pokojowej egzystencji. Mogłabym je pozostawić w zderzeniu z powyższymi przykładami i każdy oceniłby sam, czy takie współistnienie jest możliwe. Państwo Izrael powstało w wyniku czystki etnicznej. Arabowie w północnej Palestynie, stanowili zdecydowaną większość ludności, obecnie to 20% mieszkańców Izraela.

W 1948 r. oni lub ich rodziny doświadczyli masakr, deportacji, przesiedleń w granicach demokratycznego państwa Izrael. Ich ziemia została skonfiskowana, a jej dotychczasowi właściciele – jako że w zdecydowanej większości byli rolnikami – stali się uzależnieni od żydowskiej gospodarki. Inni po prostu uciekli i po dziś dzień są uchodźcami. Arabowie nie uznali utworzenia państwa Izrael, stąd wojny i zamachy terrorystyczne, które szanse na porozumienie oddaliły jeszcze bardziej. I nadal obie strony do niego nie dążą. Palestyńczycy, żyjący pod okupacją, mają szansę na przetrwanie, ale nie na rozwój. To najbardziej przygnębiająca obserwacja, jaką przyszło mi tam poczynić.

I nic nie wskazuje na to, by coś miało się zmienić.

Polityka Izraela – przynajmniej ta widoczna w życiu codziennym – nie dąży ku pokojowemu współistnieniu dwóch państw. Jeśli zaś chodzi o Palestyńczyków, 67 lat, jakie upłynęły od wygnania z ich ziemi, nie pozwalają jeszcze na pogodzenie się z tym faktem i zaakceptowanie życia w nowych granicach. Takie są smutne efekty inżynierii społecznej zafundowanej przez Wielką Brytanię (to jest rok 1917 r. – Deklaracja ówczesnego ministra spraw zagranicznych, Balfoura okazująca pragnienie odtworzenia w Palestynie „żydowskiej siedziby narodowej”) i ONZ (rok 1947 czyli decyzja o podziale Palestyny na dwa państwa: arabskie i żydowskie).

Na koniec przedstawiam zdjęcia murali z ulicy Shuhada w Hebronie jako podsumowanie szans na pokojowe współistnienie Izraela i Palestyny.

 

Dziękuję za rozmowę.

Autorką wszystkich zdjęć jest Klara Sołtan-Kościelecka

 

Aktualizacja: dokładnie wczoraj po raz kolejny stara część Hebronu uległa podtopieniu. Sklep z produktami rękodzielniczymi wytwarzanymi przez mieszkanki tego miasta został zalany, a 70% przedmiotów uległa zniszczeniu. Takie powodzie zdarzają się regularnie. Wynika to z faktu, że władze Izraela zamknęły istniejące kanały odpływowe i nie pozwoliły na naprawę istniejącego systemu ściekowego. Taka powódź to skutek zwykłej burzy i niestety zdarza się dość często.
Podczas gdy Palestyńczycy sprzątali swoje domy i sklepy, żołnierze izraelscy przeprowadzali kontrole, sprawdzali dowody tożsamości; standardem jest też przeszukiwanie domów z psem.

 

 

Siatka na suku na starym mieście w Hebronie, chroniąca Palestyńczyków przed przedmiotami wyrzucanymi przez okna przez żydowskich osadników.
Żołnierze izraelscy ochraniający wycieczkę osadników (takie wycieczki dobywają się tu co sobota), za nimi podążają międzynarodowi obserwatorzy.
Checkpoint przed meczetem Abrahama.
Żołnierze izraelscy mierzący do demonstrantów.
Zamieszki w Hebronie.
Sklep kobiet w Hebronie.
Hebron, stare miasto.

Comments

comments

7 comments to “„Telewizja powie o bombie, ale czy usłyszymy coś o codziennym piekle?””