Serial Telewizji Polskiej „Czas honoru” zbiera pochwały z różnych stron, od rozmaitych środowisk i osób, które na co dzień niezbyt często się zgadzają. Tak jak „Czterej pancerni” emitowani są co kwartał prawie 50 lat od rozpoczęcia produkcji, tak „Czas honoru” powinien stać się wyrobioną marką, która wejdzie do kanonu kultury. Kiedy zacznie być rozpoznawalna za granicą?
Produkcja ma kilka atutów: dopracowany scenariusz, plejadę aktorów, odbiega od wymuszanej przez różne lobby (media) ideologizacji tematu i co najważniejsze: przypomina odbiorcom historię, którą mainstream (najpierw propagandowo-komunistyczny, potem ten po 1989) na lata odsunął w kąt. Wystarczy porównać to z faktem, że Amerykanie byli w stanie stworzyć i masowo rozdystrybuować kilkanaście znakomitych produkcji na temat swego udziału w II wojnie światowej.
Przedstawione w „Czasie honoru” zdarzenia są w większości fikcją, co nie znaczy, że nie przekazują treści prawdziwych i mających oparcie w udokumentowanych faktach. Na przykład: w latach 1941-44 na teren Polski zrzucono na spadochronach 316 cichociemnych. Byli to znakomicie wyszkoleni polscy żołnierze (właśnie tacy jak Bronek, Janek, Władek i Michał). Wśród nich znalazła się jedna kobieta – słynna Elżbieta Zawacka, pseud. „Zo” (1909-2009). Osoba niezwykła – z wykształcenia matematyk, jako 21-latka dołączyła do instytucji zwanej Przysposobieniem Kobiet do Obrony Kraju. Perfekcyjnie znała język niemiecki, dzięki czemu w czasie wojny swobodnie przekraczała granicę Rzeszy, przewożąc raporty i meldunki do Londynu, a wracając z pieniędzmi do Warszawy. Za to, że była „kobietą z jajami” (odważną, przedsiębiorczą, odpowiedzialną za losy wspólnoty) Polska Ludowa odpłaciła się jej wyjątkowo – w 1951 UB aresztowało „Zo” i poddało brutalnym torturom. Wyszła na wolność dopiero w 1955.
Elżbieta Zawacka, 1943
Warto przypomnieć, że rotmistrz Witold Pilecki (awansowany do stopnia pułkownika pośmiertnie dopiero w 2013 roku) powiedział, że w porównaniu z metodami stosowanymi przez ubecję Auschwitz to była „igraszka”. Zachodni odbiorca często nie wie, jakie były stalinowskie metody śledcze: bicie całego ciała prętami, obelgi (sugerowanie mężowi, że żona się „puszcza”), wyrywanie włosów z intymnych części ciała, przypalanie, wyrywanie paznokci, sadzanie ofiary na nodze odwróconego stołka itd. Inną sprawą jest fakt, że na wielu tamtejszych uniwersytetach ideologia spod znaku sierpa i młota jest nadal bardzo ceniona.
Mocną stroną serialu jest też pokazanie wielu różnych ludzi, których losy wzajemnie się ze sobą krzyżują. Okupacyjny niemiecki terror deprawował nawet takich, którzy w okolicznościach pokoju byliby całkiem zwyczajnymi ludźmi; z drugiej – jest wiele pozytywnych postaci. Ale bardzo istotne jest pokazanie metod działania Niemców, na co dzień wrażliwych na poezję i muzykę klasyczną, ale wobec polskich „bandytów” bezwzględnych do granic. Ich okrucieństwo, brak skrupułów i perfidia wyrażał się nie tylko w bezrefleksyjnym pozbawianiu zdrowia i życia swoich ofiar, ale także w planowaniu intryg pomiędzy sobą (konflikty Abwehry z Gestapo). Jest mnóstwo innych wartych uwagi wątków: tragiczna sytuacja ludności w getcie warszawskim, infiltracja armii podziemnej przez szpicli i donosicieli, a także coraz silniejsza pozycja Sowietów na terenach okupowanej Polski.
Krzysztof Globisz stworzył wspaniałą rolę profesora Leona Sajkowskiego, wcielonego przez Niemców do warszawskiego getta z całą rodziną, pomimo, że wszyscy byli katolikami.
Czy „Czas honoru” jest dobrze promowany za granicą? Wpisanie w wyszukiwarkę frazy „time of honor” przynosi zaskakująco mało odnośników i już pierwsze wyniki dotyczą np. Nelsona Mandeli i… Libijczyków. Na stronach „The Economist” znajduje się jeden krótki artykuł, ale jest to wpis na jednym z blogów. Jego treść rozczarowuje. W jaki bowiem sposób wyjaśnić widzowi w Paryżu czy Londynie, czym był okupacyjny terror Niemców i Sowietów, jeśli najpierw styka się ze zdaniem: „The Polish resistance, an organisation resembling a sort of hybrid of the CIA, the IRA and mafia gangs uses pseudonyms, passwords, couriers, handlers and closed operational cells”? Hasło na IMDB (Internet Movie DataBase) ma 6 recenzji – większość ich autorów jest pochodzenia polskiego, ale nie ma ani jednego zdjęcia.
Pierwsze odcinki wyemitowano ponad 5 lat temu, we wrześniu 2008 i wszystko wskazuje na to, że uda się wyprodukować sezon siódmy, co jest bardzo dużym sukcesem. Na Wikipedii, która jest najpopularniejszym źródłem informacji w internecie, polskie hasło jest opracowane dość sumiennie, ale brakuje dobrych fotografii i materiałów promocyjnych. (Prawa do nich ma TVP.) Odpowiedniki obcojęzyczne powstały tylko dwa: po angielsku i ukraińsku, z ubogimi danymi. Nie ma natomiast w ogóle wersji niemieckiej ani rosyjskiej! Na portalu culture.pl (stronie promującej polską kulturę) w języku angielskim znajdują się tylko dwa teksty o „Time of Honour”. Według informacji zawartych w jednym z nich prawa do emisji serialu nabyły tylko telewizje we Włoszech i Chinach. Twórcy zostali nagrodzeni na dwóch amerykańskich festiwalach filmowych – w Houston i Nowym Jorku. Czy jednak nagrody mają przełożenie na szerszy odbiór tej produkcji w Europie czy Stanach?
Z kolei na oficjalnym kanale YouTube Telewizji Polskiej umieszczono 2 zwiastuny adresowane do zagranicznego widza. Pierwszy ma 45 tys. wyświetleń, drugi – 15 razy mniej. Wydano też poszczególne sezony na dvd z angielskimi napisami, ale próżno szukać tej informacji połączonej z obszerniejszą promocją. Są do kupienia w jednym z popularnych serwisów zakupowych, ale opis produktu jest tylko po polsku. Mile zaskakują natomiast recenzje.
Wojciech Majchrzak w roli kapitana Krawca, przełożonego głównych bohaterów
Wiele wskazuje na to, że „Czas honoru” jest skierowany na rodzimego odbiorcę, przyzwyczajonego do opowiadania o historii pisanej przez Sowietów – w serialu o Gustliku i Szariku czy Hansie Klossie. Sukcesem byłoby ich stopniowe wyparcie z popkultury. Warto mieć też nadzieję, że dystrybucja poza Polską nabierze tempa. Celem powinno się stać przekształcenie serialu w silną markę; w produkt, o którym się mówi, ale który także przynosi zysk. W takich kategoriach, poza kwestiami politycznymi i historycznymi, powinno się do tego podchodzić – istnieje wystarczająco duży potencjał, by także widza w Europie i USA zainteresować serią „Time of honor”. Co na to TVP, która posiada wyłączność praw do „Czasu honoru”?
Anna Stępniak