Od paru tygodni marudzę, że chce mi się barszczu ukraińskiego. Zdążyłam tym tematem zmęczyć wszystkich – koleżankę z pracy, panią, która mnie masuje, mamę, a nawet jakiegoś odległego znajomego „z internetów”.
Co ciekawe, zapytani przeze mnie Ukraińcy mieszkający w Warszawie o to, gdzie można zjeść przyzwoitą wersję ich narodowego dania, nie bardzo byli zorientowani w temacie. Przypadkiem znalazłam je we Wrocławiu jakiś czas temu, ale niestety było tylko przeciętne.
W końcu zebrałam się w sobie, przygotowałam paczkę ekologicznych warzyw, zrobiłam krótkie badanie w internecie i… ugotowałam jedną z najlepszych zup w życiu. Ach tak, ciągle gadam o jedzeniu – kto mnie zna, ten wie, że nie dziwota!
Poniżej kilka wskazówek, jak zrobić super prosty barszcz ukraiński w wersji Aniowej, a nawet wegetariańskiej. Jest to w zasadzie kompilacja paru receptur plus okoliczności (na przykład tego, że nie miałam jakiegoś składnika lub nie chciałam go dodawać).
Mawia się, że tyle jest barszczy, ile gospodyń. I to prawda. Koleżanka z Kijowa mówiła mi, że – na przykład – gdy ma humor, to dodaje kapustę podsmażoną lub surową; albo też w zależności od nastroju dodaje takie mięso albo inne.
Ja podeszłam do tego zadania bardziej jak do eksperymentu – wydaje mi się, że wyszedł na piątkę. Że się przechwalam? O nie, przy jedzeniu aż mi się uszy trzęsły, a ja wybredna jestem bardzo!
Oto, co należy zrobić (przepraszam, ale zawsze gotuję „na oko” więc nie podam dokładnych proporcji):
- Gotuję bulion warzywny. Akurat, no, kurczę, nie miałam pod ręką żadnego mięsiwa. Bez obaw – to buraki nadadzą aromat. Ile tego bulionu? Ja bym powiedziała, że ze dwa litry.
- W piekarniku nagrzanym do 200 stopni piekę 2 lub 3 duże buraki w folii aluminiowej*, przez godzinę. (Przy trzech zupa wyszła bardzo, ale to bardzo gęsta; że tak powiem „śmieciowa”, co jest tej zupy ogromnym atutem.)
- Na tarce lub w malakserze ścieram warzywa z bulionu (1-2 marchewki, 1 pietruszkę, kawałek selera); do tego, w zależności od popytu objętościowego smakoszy barszczu, ścieram również te same warzywa w wersji surowej oraz obrane i upieczone buraki.
- Obieram i szatkuję cebulę oraz obieram jeden ząbek czosnku. Obieram i kroję w kostkę 2-3 duże ziemniaki (ja użyłam dwa na wielki gar i to było za mało).
- Do dużego garnka (naprawdę dużego) wlewam oliwę oraz łyżkę masła, rozgrzewam, wrzucam cebulę (czekam aż się zeszkli), po czym dodaję surowe warzywa. Pozwalam im trochę się podgrzać (ok. 3 minuty). Dolewam cały bulion (uwaga, może być go za mało teraz lub później – w takim wypadku wystarczy dolać wodę) i pozwalam się temu zagotować.
- Po około 15-20 minutach dodaję ząbek czosnku (cały), ziele angielskie, listki laurowe, sól i pieprz, a także 2-3 łyżeczki koncentratu pomidorowego. Dodatkowo polecam dodać odrobię pomidorów, np. w formie soku wylanego z puszki z całymi pomidorami 🙂 Wtedy też mogę wrzucić resztę ugotowanych warzyw. (Uff, brzmi skomplikowanie, ale wcale nie jest.)
- Pozwalam się temu gotować godzinę do półtorej. Ważne: po skończeniu gotowania warto zostawić zupę na kilka godzin do ostygnięcia. Chodzi głównie o to, że dopiero teraz buraki nadadzą jej właściwy aromat, a to jest kluczowa sprawa. 🙂
- Po odpowiednio długim czasie (u mnie to było dobre 10 godzin, bo wróciłam wtedy do domu) podgrzewam sobie porcję zupy, nalewam do miski i dodaję solidną łyżkę (lub dwie) śmietany 18%. Nie zaszkodzi dodać też na wierzch świeżego koperku (ja akurat, leniuszek jeden, nie miałam).
Podsumowanie:
Zupa wyszła obłędna. Sycąca, zdrowa, pełna aromatu… Genialna! Zatem, bądźcie z burakiem za pan brat, bo nie dość, że z całego towarzystwa jest najważniejszy, to ile ma witamin i składników odżywczych!
Ostatnia porada:
Polecam użycie warzyw ekologicznych.
Anna Stępniak
*Odkąd obejrzałam film dokumentalny na temat aluminium, nie używam już czegoś takiego jak folia aluminiowa. A poza tym, jest ona całkowicie zbędna…
Wspaniały przepis. Łatwo i bardzo smacznie, wciąż wyciskam plaster cytryny na kwaśność. dzięki za udostępnienie!
Fajnie, że Ci się podoba 🙂