A, że straszny. A, że fanatyk. A, że zaściankowy. A, że uprzedzony. Bo nietolerancyjny. Bo zacietrzewiony. Zamknięty, nieuprzejmy, nieciekawy. Przemnożone przez dwa. Oto dwóch panów, których łączy więcej, niż może się wydawać.
Jakiś czas temu przyszło mi na myśl, że pomiędzy Wojciechem Cejrowskim a Waldemarem Łysiakiem istnieje bardzo wiele podobieństw, mimo że działają w dwóch różnych przestrzeniach i prawdopodobnie nigdy się nie spotkali.
I jeden, i drugi to pasjonaci. Jednego z najpopularniejszych żyjących polskich pisarzy przedstawiać nie trzeba – bibliofil, znawca sztuki, architekt, miłośnik historii, bonapartysta – człowiek, który (kiedy ma na to ochotę) wsiada w samolot i przybywa na drugi koniec Europy, by przyjrzeć się ulubionemu obrazowi.
Drugi zaś – podróżnik, także pisarz (choć nigdy nie będzie władał językiem tak, jak Łysiak), autor najbardziej znanych programów podróżniczych, pasjonat Meksyku i odkrywca schowanych przed światem dzikich plemion Amazonii.
Tak, jak pisałam już w tekście Bolączki kultury współczesnej, przejawianie poglądów prawicowych jest dziś w wielu kręgach awangardą, a już na pewno spotyka się z ostracyzmem i stygmatyzacją. Cejrowski i Łysiak nic sobie z tego nie robią, dbając o swój nonkonformizm. Co zresztą bywa całkiem zabawne (obaj przejawiają skłonności narcystyczne: na przykład autor Cesarskiego Pokera znajduje szczególne upodobanie w cytowaniu samego siebie, a Cejrowski potrafi rzucić do kamery, przechodząc obok Ryszarda Kalisza udzielającego wywiadu: „precz z komuną!”).
Obaj mają też wielu wrogów. I trudno się temu dziwić. Ich język jest radykalny i potrafi zniechęcić nawet cierpliwych odbiorców. Łysiak nie zamierza przestać głosić poglądów, że każda kobieta to istna femme fatale, która przyczynia się do zepsucia świata, ochoczo rozchylając nogi – zwłaszcza przed jakimś obrzydliwym głupkiem. Zacytujmy:
(…) przypomniałem sobie znajomego, którego żona puściła się „na nartach” z beskidzkośląskim góralem. Ugodzony ambicjonalnie mąż pojechał do Szczyrku, o piątej rano rozwarł kopniakiem drzwi chałupy, capnął górala śpiącego w rzeźbionym łóżku i wywlókł na podwórko, by tam dać mu łomot, ale nie dał, bo „górol” skamlał. Miłosierny ten człowiek wróciwszy do Warszawy był zdumiony jedną rzeczą: jak ona mogła gzić się z flejtuchem cuchnącym niby kozioł?!! Nie rozumiał, że właśnie to rajcowało połowicę. („Do Rzeczy”, nr 7/055)
Łysiak nigdy nie nudzi się sam sobą. Jego poglądy na temat moralnej „nieprawości” kobiet to kanon, stały punkt, constans jego twórczości. Ba! z przytoczonego fragmentu wynika, że ta pani, co przyprawiła mężowi rogi, jest naprawdę wstrętną, prymitywną zwierzyną, którą nęci wyłącznie obrzydliwy męski pot.
Ale przeważnie autor stara się opierać swoją argumentację na wspaniałej erudycji, pamięci i możliwościach sięgnięcia po dowolny i użyteczny literacki cytat, jak na przykład:
Rację miał Lawrence Durrell, kiedy twierdził: „Najlepsze listy miłosne kobiety pisze zawsze do mężczyzny, którego zdradza” („Cesarski Poker”)
Innym razem tworzy takie dialogi:
Nie istnieje coś takiego jak erotyczna, łóżkowa wierność kobiety! To biologiczny absurd, nonsens! Zakonnice, dziewice, stateczne małżonki, wszystkie są podatne na kutasa! („Satynowy magik”)
Niestety nie istnieje też płciowa symetria w niemoralnych występkach. Mężczyźni, na kartach Łysiaka, są porządni, logiczni i prawi, ewentualnie jedynie zdobywają piękne i „chutliwe” kobiety.
Pomimo autouwielbienia, mizoginii i uporczywego stosowania latynizmów („vulgo”, „e tutti quanta” itd.), trzeba powiedzieć, że autor Malarstwa Białego Człowieka ma niesamowitą wiedzę i w pasjonujący sposób opowiada tak o sztuce, jak historii. Opowieść o geniuszu Michała Anioła wprawiała w zachwyt, ale głęboki szacunek musi budzić ogromny wysiłek, jaki włożył w badania nad biografią Napoleona. Łysiak jest człowiekiem, który wie wszystko o systemach fortyfikacyjnych małego Korsykanina. Przeczytał bowiem 60 tomów jego zapisków (każdy o objętości 500 stron) – około 30 tysięcy stron rękopisów po francusku!
Z kolei Wojciech Cejrowski, młodszy o jedno pokolenie, wzbudza jeszcze bardziej skrajne uczucia. Z jednej strony jest arcyciekawym podróżnikiem, nie boi się dżungli, z ciekawością pokazuje życie Masajów, beztroskie chwile mieszkańców maleńkich wysp na Oceanie Spokojnym, opowiada o polowaniach Indian, o manioku i zupie z małpy, a jednocześnie znany jest z mocnego języka:
Z głupkami nie ma sensu dyskutować, przed głupkami trzeba się bronić (w studiu telewizyjnym, mówiąc o J. Senyszyn)
Powinno się ich wszystkich wypieprzyć do kanału, tych sędziów, jednym ruchem ręki, jak pionki w szachownicy, wszystkich won, nawet jak któryś był niewinny (opowiadając o komunistycznych sędziach, którzy w III RP dalej służą dawnemu systemowi)
Najbardziej może oburzać jego niemożność okazania czegoś, co nazwałabym chrześcijańskim miłosierdziem lub po prostu zaakceptowaniem faktu, że nie każdy może być tak idealny jak Cejrowski. Ale autor programu „Boso przez świat” nie przejmuje się krytyką pod swoim adresem. W jednym z wywiadów odpowiedział na zadane pytanie:
Pana albo się uwielbia albo nienawidzi, dobrze panu z tym?
Dobrze, bo w mediach to jest podstawowa kwalifikacja. Osobnik na ekranie powinien być wyrazisty, konkretny, polaryzujący. Miejsce dla mydłków jest na umywalce w kiblu, a w telewizji życzę sobie oglądać ludzi ciekawych. I wcale nie muszę ich lubić. (wywiad Agnieszki Kalinowskiej, Rzeczpospolita)
Czy zatem Łysiak i Cejrowski są tacy straszni? Zapewne w życiu prywatnym nie należą do ludzi łatwych i przyjemnych. Z drugiej strony, poziomy ich popularności mierzone w setkach tysięcy sprzedanych książek czy regularnej emisji jednego tylko programu w trzech różnych telewizjach mówią same za siebie. Idole, nawet kontrowersyjni, nie mogą być mdli i nijacy.
Anna Stępniak
No rzeczywiście fantastyczni ci faceci. Zatem – do gazu z: kobietami, Masajami, Żydami, zapewne z gejami, no i z Joanną Seneszyn rzecz jasna. Chwalmy się tym i radujmy. Gratulacje.
Faktycznie, z tego wszystkiego wynika „te grupy idą do gazu”. Schopenhauer byłby bardzo rad z tej zręcznej próby pokazania, że świat jest zawsze czarno-biały.
a poza tym – oni są mainstreamowi czy nie?
cytat: „poziomy ich popularności mierzone w setkach tysięcy sprzedanych książek czy regularnej emisji jednego tylko programu w trzech różnych telewizjach mówią same za siebie”
bo nie rozumię…
Przy „rozumieM” domykamy wargi.
ach ironio…
ach i to poczucie wyższości Pani Redaktor… nad biednymi Masajami, kobietami co lubią chadzać na randki z kozłami i nad mainstreamem… i nad tymi co warg nie domykają.
Różnica między nami jest taka, że ja nie mam potrzeby wylewać kubła pomyj ani pisać panegiryków.
Ważę argumenty i przedstawiam te osoby jako mające różne cechy – dobre i złe.
Wystarczająco wyraźnie podkreśliłam ich słabości, np. obsesyjne przypisywanie kobietom bycia „spiritus movens” zła na świecie.
„Rozumię” to błąd językowy, którego nie znoszę, a wiem, że użyłaś/eś go celowo.
I daj spokój Masajom. 🙂
„Bo dwa tylko istnieją rodzaje ludzi czarujących: ci, co wiedzą wszystko, i ci, co nie wiedzą nic”. (Oscar Wilde)