Absolutny chaos informacyjno-dezinformacyjny

Chyba pierwszy raz w życiu jestem naprawdę skołowana tym, co dzieje się dookoła. Żyjemy w erze nieskończenie łatwej dostępności wszelakich informacji. Proszę wyobrazić sobie długie siedem miesięcy wyczekiwania na powrót statków pod wodzą Krzysztofa Kolumba, gdy w końcu zacumowały w porcie Palos 15 marca 1493 roku. Przez ponad dwieście dni nikt w Europie nie miał pojęcia, czy Kolumb dotarł do Indii, czy jego załoga nie utonęła, czy nie została zjedzona, porwana i tak dalej. (Krytykom bez poczucia humoru zaznaczam: te spekulacje są czysto żartobliwe.) Tymczasem my jednym palcem możemy wyszukać na przenośnym, osobistym ekranie, czego sobie tylko zapragniemy.

Ale czy na pewno? Niekoniecznie. Mamy bowiem dostęp do absolutnie każdego medium ze świata, od serwisu jakiejś globalnej korporacji telewizyjnej z oddziałami na każdym kontynencie, aż po amatorskie nagrania początkującego vlogera z – dajmy na to – Singapuru, który ma na razie zaledwie 442 subskrypcje na YouTube, ale od wczoraj potroił liczbę „folołersów”.

Tylko co teraz jest prawdą, a co fałszem albo jeszcze lepiej – półprawdą? Który wpis pokazuje rzeczywistość precyzyjnie, mierzalnie i szczerze, a które wideo jest mistyfikacją szytą przez lobbystów, agencje szpiegowskie czy jeszcze jakieś inne instytucje? (O „agentach wpływu” już nie chcę wspominać.)

Ile już razy kłóciliśmy się na Fejsbuku o to, kto i dlaczego spalił budkę strażniczą pod rosyjską ambasadą w trakcie jednego z Marszów Niepodległości albo o to, w czyim interesie działa – następuje zwolnienie blokady maszyny losującej – na przykład Donald Tusk?

Z powodu domowego „uziemienia” przez ostatnie parę dni przeszłam przez dziesiątki, a może nawet setki rozmaitych źródeł informacji. Ba, ja o nich nieustannie dyskutuję z bliskimi i znajomymi. Czytam zarówno mainstream, jak i poznaję „nisze” tworzone przez bardzo, bardzo specyficznych ludzi. Chyba najbardziej wkręciłam się w polskie interpretacje tak zwanego „QAnona”, które to hulają w polskojęzycznym internecie w najlepsze i notują spektakularną dynamikę wzrostu odbiorców. Przyswoiłam już teorie, że Donald Trump jest „Q plus” (dobrym gościem, który walczy ze Złem), że żyjemy w Matriksie (nic nowego), że obecna epidemia jest przykrywką dla światowej finansjery, żeby wszystko utopić, a ta kasta sobie odpłynie ze swoją kasą dla too big to fail na Kajmany; o czipach i przymusowych szczepionkach, o 5G, o kłamstwach chińskich komunistów, tuszujących prawdziwą skalę zachorowań i zgonów w Państwie Środka; o dotowaniu WHO przez Chiny właśnie, o tym, że szef tej organizacji to jakiś fatalny marksista, a także o tym, że włoscy seniorzy niedawno masowo przyjęli cudowną szczepionkę przeciw grypie itd. Nawet tak trywialna rzecz, jak maseczki ochronne, to potencjalne zarzewie poważnego konfliktu, bo jedni twierdzą, że one naprawdę dają bezpieczeństwo, a drudzy – że wręcz przeciwnie. I że dzięki nim tylko roznosi się wirusa. Nie wspomnę o podcastach, które wyłowiłam jeszcze zanim nastała „pandemia” – że żyjemy w symulacji oraz że Bill Gates twierdzi, że powinno nas wszystkich być o 10 do 15 procent mniej…

Osobiście nie uważam, że to czysty przypadek, że ten zjadliwy wirus się rozprzestrzenia, nawet biorąc pod uwagę, że w Chinach je się wszystko, co się rusza, i najlepiej, jak się nadal wierci w konwulsjach na talerzu. Tylko co nam da autentyczna wiedza na temat prawdziwych reżyserów tej naszej mizerii?

Gospodarki poszczególnych krajów runą. Tylko Wielka Brytania pozostanie wielka. Następuje przebudzenie. Baryłka ropy po dwa dolary. Eliminacja gotówki. Wirus pochodzi z nietoperza. Wirus został wyhodowany w laboratorium w Karolinie Północnej. Statystyki są zafałszowane. Chorych jest znacznie więcej. Chorych jest znacznie mniej, gdyż zabijają ich inne choroby. Chińskie testy dają wyniki nieprawdziwe. Czeka nas kataklizm. Wszystkich paraliżuje strach. W Danii wprowadza się przymus szczepień. Szczepionka już jest. Szczepionka będzie najwcześniej za półtora roku. Wirus osłabnie wraz z nadejściem ciepłych dni. Temperatura nie ma znaczenia dla wirusa. Duda jest dobry. Duda jest zły. Powoli „ktoś” chce nam zabrać podstawowe prawa i wolności.

Po tych wszystkich zdaniach każdy może wstawić kropki lub znaki zapytania, trzy wykrzykniki albo skreślić podwójnie to, co mu się nie podoba.

Podobno dowód Pascala na istnienie Boga brzmi następująco – jeżeli Boga nie ma, to nic nie tracisz, że w niego wierzysz. Nic cię to nie kosztuje. Ale jeżeli Bóg istnieje, a ty nie wierzysz, to klops. Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłam. I tu czas na konkluzję – nie doradzę nikomu, co ma robić, gdzie lokować pieniądze i jak duże robić zapasy konserw z sardynką albo gdzie w osiedlowym sklepie można jeszcze dostać drożdże w proszku. Ani tym bardziej, w co wierzyć.

Jedyne, co mogę polecić, to modlitwę. Jak powiedział Chrystus do świętej siostry Faustyny Kowalskiej: Niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jak szkarłat. Zaś w Apokalipsie według świętego Jana jest mowa o tym, że koniec świata nastąpi dopiero wtedy, gdy nie będzie już ludzi dobrych, a jedynie ci źli i obojętni. To chyba jeszcze nie teraz…?

Anna Stępniak

Comments

comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *