Ekran, tęcza i cukier – czyli jak wychować zombie

Choć media i politycy uwielbiają nas straszyć, to od prawie już osiemdziesięciu lat żyjemy w pokoju. Nasi dziadkowie odbudowali kraj po wojnie, a nasi rodzice budowali dobrobyt po roku 1989. Jesteśmy syci i leniwi, prowadzimy wygodne życia podtrzymywane przez szybki rozwój technologii. Z drugiej jednak strony, jeszcze nigdy w historii naszego kraju i ludzkości w ogóle nie byliśmy narażeni na tak zmasowany atak na naszą psychikę, mentalność, moralność, aby nie powiedzieć – na nasze dusze. Mięsem armatnim w tej walce są dzieci i jeżeli tego nie zmienimy, staną się istotami bez właściwości, chęci i ambicji, a ich mózgi na stałe połączą się z migającym ekranem.

Wiele się już mówi o trzecich toaletach, nastolatkach nagle odkrywających, że nie są już Adasiem, lecz Agusią (albo na odwrót), o sprzedaży nieletnim hormonów płciowych na forach internetowych, o próbie obcięcia piersi przez dziewczynkę, która myśli, że jest chłopcem – te zjawiska dotarły do Polski. Lecz jak do tego doszło? W jaki sposób dzieci z tak zwanych dobrych domów, przeważnie nawet katolickich, uwierzyły w ideologię „czterech literek”? Dlaczego młodzi ludzie nie mają żadnych zainteresowań i wpatrują się w ekrany swoich telefonów przez 90% dnia? Dlaczego nie chcą czytać książek i powoli stają się analfabetami? Skąd bierze się ich nadmierny entuzjazm i skoncentrowanie wokół postulatu bezwarunkowej aborcji? Dlaczego biorą psychotropy, dlaczego są nieszczęśliwe, choć nierzadko ich rodzice dosłownie odbierali sobie jedzenie od ust, aby opłacić zajęcia z baletu, malarstwa i języka hiszpańskiego?

To wszystko nie wzięło się znikąd. Jak słusznie zauważył Krzysztof Karoń, zaczęło się od hasła „róbta co chceta”, a cel był jasny: stworzyć i ukształtować bezwolne pasożyty, których jedynymi ambicjami będzie kopulacja i konsumpcja. Pan Karoń nie przebywa jednak z małymi dziećmi, więc jego diagnoza utknęła gdzieś w połowie. Przyjrzyjmy się temu bliżej.

Poniżej nakreślam trzy główne obszary patologicznego systemu, który pragnie zniszczyć dzieci już od chwili niemowlęctwa. Kiedyś matka mogła włączyć dziecku telewizor i w tym czasie robić obiad albo pranie i nie przejmować się, co w tej telewizji transmitują – bo był to albo odcinek „Bolka i Lolka” albo komunistyczna propaganda (relacja ze skupu butelek). Dziś taka rzeczywistość nie istnieje. Zdecydowana większość bajek, zabawek, opakowań i książek, zwłaszcza wyprodukowanych po roku 1990, wymaga od rodzica i opiekuna gruntownej analizy i selekcji.

Tak, czasy są naprawdę trudne – trzeba spłacić coraz droższy kredyt, paliwo kosztuje 8 zł, zwykłe zakupy w supermarkecie to kilkaset złotych i nie wiadomo, co jeszcze nas czeka. Ale jeżeli nasze babcie zaciskały zęby i ze łzami w oczach wstawały do pracy bladym świtem, cudem zdobywając kawałek mięsa na obiad albo przyzwoite buty dla syna, to my też możemy zrobić coś dla naszych dzieci. Poświęcić czas i energię, aby zobaczyć, czym nasze dzieci się bawią, co oglądają i jakie jedzenie wkładają do ust.

Nonszalanckie podejście do ekranów, propagandy LGBT i toksycznego jedzenia poskutkuje wyhodowaniem bezmózgich zombie, niezdolnych do życia społecznego i zawodowego – mniej więcej takich, jacy są przedstawieni w genialnym filmie pt. „Idiokracja” z 2006 roku. Każdy świadomy człowiek po 16. roku życia powinien go obejrzeć. Przyjrzyjmy się bliżej trzem wrogom ludzkiego istnienia.

Ekrany

Należy sobie uświadomić podstawowy fakt: wszyscy ludzie mniej więcej po 25. roku życia wychowywali się bardzo długo bez obecności smartfonów i tabletów. Telewizory, które mieli w domu w trakcie swego dzieciństwa były w niskiej rozdzielczości i małego rozmiaru. Same pokazywane obrazy nie migały szybko; sceny w filmach i serialach zawierały długie ujęcia. Jako dzieci, dzisiejsi trzydziestolatkowie, czterdziestolatkowie, bawili się na podwórku, grali w bierki, chowanego, berka i tak dalej.

Dziś są takie matki, które gdy tylko dziecko potrafi siadać (około 6 miesięcy!) dają im smartfona. Do ręki. I najczęściej podczas jedzenia. Wyjątkowe lenistwo takich matek prowadzi do następującego uzależnienia – dają one trzylatkowi telefon z ulubioną „bajką” i zapada absolutna cisza, trwająca ok. 15 minut. Po tym czasie, przy próbie zabrania urządzenia, dziecko-narkoman wpada w histerię, wściekłość i szał i domaga się ponownego obejrzenia ekranowej sieczki. Bezradna matka nie ma innego wyjścia.

Dzieci – ekranowi narkomani – są nadpobudliwe, nie umieją skupić się na żadnej czynności przez dłuższą chwilę, wrzeszczą i stawiają żądania. Oczywiście stan taki nie jest zawsze spowodowany tylko i wyłącznie uzależnieniem od ekranu.

„Ekranoza-psychoza” zatacza jednak coraz szersze kręgi. W warszawskim metrze w roku 2022 już prawie każdy siedzi lub stoi pochylony nad swoim mini-ekranikiem – grając w otępiające gry lub oglądając ogłupiające tik toki. Nastolatkowie przechodzą przez przejście dla pieszych otumanieni swoim migającym urządzeniem (swoją drogą, gdzie jest policja karząca mandatami?!).

A algorytmy np. YouTube’a są bezlitosne – ponieważ podpowiadają i często automatycznie włączają nagrania (po czymś, co obejrzeliśmy), które nie są niewinne. Na przykład, z ogólnych informacji uzyskanych od matek wiadomo, że już 8-letnie dzieci, podczas pierwszej Spowiedzi przed Komunią Świętą, mają niezamierzony kontakt z pornografią. Tak, to ośmiolatki, które niedawno nauczyły się pisać i czytać…

Oczywiście ekrany ogłupiają wszystkich – również osiemdziesięciolatków, którzy z nudów oglądają wszelkie możliwe paraseriale na Polsacie czy TVN-ie. Ale różnica polega na tym, że staruszkowie zdecydowaną większość życia spędzili w świecie realnym, prawdziwym, a nie wirtualnym i oni nadal mają swoich przyjaciół, sąsiadów, potrafią powiedzieć coś komuś w twarz itp. A dziecko, które zostanie wychowane przez iPhone’a albo tablet już nigdy nie będzie w pełni zsocjalizowane. Zaryzykuję tezę, że „Idiokracja” może się ziścić nie za 500 lat, ale za 50 lat – jeżeli tego nie powstrzymamy. I tu nie o to chodzi, że nie będzie lekarzy, bo dzieciom-zombie nie będzie się chciało studiować 6 lat i jeszcze pracować na stażu podczas nocnych dyżurów. Za pół wieku możemy nie mieć operatorów koparek, murarzy i hydraulików – bo po co cały dzień pracować na rusztowaniu, gdy można po prostu leżeć na kanapie i sunąć palcem raz w lewo, raz w prawo?

Odsyłam do dwóch wywiadów przeprowadzonych z prof. Jagodą Cieszyńską – psychologiem i logopedą, która w przystępny sposób wyjaśnia, jak nadmierne bodźcowanie ekranem powoduje zaburzenia rozwoju mózgu u małych dzieci („Świnka Peppa powinna być zakazana” na kanale Tete a Tete).

Tęcza i cała reszta

To tak naprawdę esencja całego patologicznego procesu. Na ogromną skalę i za pomocą rozmaitych środków sączy się dzieciom od maleńkości następujące „obszary” świadomości:

– tęcza: zjawisko pogodowe występujące niezwykle rzadko na niebie. Tymczasem symbol tęczy, zwłaszcza tej konkretnej, będącej symbolem środowisk LGBT (w skrócie nazywajmy ich „czterema literkami”) jest dosłownie wszędzie: na zabawkach, na opakowaniach, torbach, w książkach, na drzwiach od żłobka. Jest to zaplanowana i bardzo skuteczna operacja przygotowywania dzieci i młodzieży do tematu „inności” i oswajania ich z tym symbolem

– jednorożce – obecne głównie na ubrankach dla dziewczynek, ale także na zabawkach i w książkach – jawna promocja homoseksualizmu. Często są to przecukierkowane zwierzątka otoczone różowym kolorem. Co to ma promować? Czy kryją się za tym jakiekolwiek wartości?

– promocja brzydoty – we współczesnych książkach i bajkach stosuje się brzydkie, nieestetyczne, nierealistyczne i niesympatyczne sposoby rysowania (przedstawiania) ludzi, zwierząt, roślin. Jest to promocja akceptacji zjawisk typu „ciałonormatywność”, a w konsekwencji np. promocji ideologii chodzenia kobiet z gołymi piersiami na ulicy, bo w czym są niby gorsze od mężczyzn. Jest to również deptanie starożytnego kanonu „prawda, dobro, piękno”

– promocja zachowań nadpobudliwych i destrukcyjnych w bajkach (zamiast skupienia na jakiejś prostej czynności – niszczenie, skakanie, latanie)

– promocja feminizmu i potępienia mężczyzn (najlepszym przykładem jest „Świnka Peppa”, w której ojciec jest fajtłapą i pierdołą i nie wolno mu pojechać do pracy autem, bo zniszczy pajęczą sieć, zaś matka jest tą mądrą i zaradną i ona autem jeździć może zawsze). Swoją drogą pod względem estetycznym opowieść ta jest kolejną promocją brzydoty. Innym ciekawym przykładem zaczerpniętym od scenarzystów owej rysunkowej twórczości jest zakończenie jednej z książek, polegające na tym, że wszyscy (rodzice, dzieci i nauczycielka) taplają się wesoło w błocie.

– promocja narkotyków i stanów narkotycznych (np. bajka telewizyjna o tym, że chłopiec wskakuje do swojego wiaderka i przenosi się do kolorowego świata, w którym jego koledzy to dinozaury). Kolejnym przykładem – choć będzie to rozczarowanie dla wielu rodziców – jest popularna seria książeczek pod nazwą „Kicia Kocia”. Za szokujący trzeba uznać wygląd kolegi głównej bohaterki, niejakiego Packa, który jako żywo przypomina osobę na kacu i po wypaleniu kilku jointów. 

Na marginesie warto zauważyć, że „Kicia Kocia” promuje postawy bierności i strachu przed czymś nowym i nieznanym – po raz kolejny jest to wyraźna różnica w porównaniu do bajek z PRL-u (zaradny Reksio Gospodarz, opiekuńczy Reksio Pielęgniarz itd.) Występuje tam zjawisko tzw. torowania, czyli kierowania uwagi na strach przed głośnym odkurzaczem lub przed podchodzeniem do obcych dzieci i bawieniem się z nimi.

Proszę zauważyć: w klasycznych bajkach, które rodzice powinni dzieciom pokazywać, takich jak „Bolek i Lolek”, „Reksio”, „Miś Uszatek” po pierwsze bohaterowie spędzają czas na zwykłych zajęciach (jazda na rowerze, wyprawa na biwak, pływanie, majsterkowanie); tymczasem w nowoczesnych bajkach musi być „napięcie”, nietypowe doznania, ekscytacja itd. Czy młody człowiek odnajdzie się w zwykłym świecie, gdy trzeba wstać rano do pracy, umyć zęby, a potem zrobić zakupy i posprzątać dom? Nie, gdyż już od małego bajki nauczą go, że świat musi być niesamowity, pełen wrażeń, a jak jest rutyna, to powód do nieszczęścia i depresji. Dlatego właśnie nikt nie zechce być operatorem koparki, nawet za dobre pieniądze.

Po drugie, stare bajki uczą odpowiedzialności, uczciwości, pracowitości, chęci pomagania innym. I tu mowa o bajkach powstałych w systemie oficjalnie komunistycznym! Co zaś serwuje się dzieciom w produkcjach typu „Masha”, „Świnka Peppa”, „Psi Patrol”? Weźmy pod lupę fragment tej ostatniej. Cytuję dialogi:

– Kosmopieski są gotowe do akcji

– Wspaniale pieski, bo ta akcja będzie naprawdę super kosmiczna. Ktoś zamienił latarnię w rakietę i poleciał nią w kosmos. (…) 

– Łohoho!

– Latarnia bardzo szybko się wznosi, więc użyj swojej mocy wiru, żeby ją obrócić i żeby nie leciała w górę

– Oto kosmo piesek, który wiruje!!!

To samo w sobie nie wymaga komentarza.

Zombie. Fot. Wikipedia / domena publiczna

Cukier, pszenica, syrop glukozowo-fruktozowy, E476 itd.

Temat jest niezwykle szeroki i wymagałby oddzielnego i bardzo obszernego omówienia, ale nie dziwmy się, że dzieci są nadpobudliwe i pozbawione koncentracji, że mają stany zapalne jelit, że często chorują na choroby zakaźne lub łapią pasożyty, a co najgorsze, są po prostu otyłe. Okazuje się, że nawet trzyletnie dziewczynki przejawiać mogą ewidentną otyłość brzuszną. Nic dziwnego, karmione są bowiem przez swoich rodziców (i przy aprobacie władz przedszkola również!) cukierkami, tostami, ciastkami, monte-kanapkami, goframi, lodami, watą cukrową, słodzonymi mlecznymi deserami itd. w ilościach hurtowych – często bardzo niskiej jakości, gdyż np. większość produktów z czekoladą w supermarkecie nie ma prawie nic wspólnego z ziarnami kakao.

Jeżeli zatem, drogi Rodzicu, chcesz wyhodować sobie zombie, które nie tylko nie będzie w stanie poprawnie komunikować się w języku polskim, a tym bardziej nie będzie umiało pisać i czytać, myśleć samodzielnie, będzie pozbawione ambicji i motywacji, by rozwijać się i uczyć czegokolwiek, to dalej bezkrytycznie przyjmuj to, co producenci odzieży, książek i bajek chcą ci sprzedać. Tylko że rachunek za to będzie musiało zapłacić całe społeczeństwo i może niewiele brakuje, aby już niedługo ludzka populacja uwierzyła w to, że rośliny trzeba polewać napojem energetycznym, a nie wodą, jak to przedstawiono w „Idiokracji”.

Anna Stępniak

Comments

comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *