Wracając do domu rozmarzyłam się o daktylach. Uwielbiam zwłaszcza te z Iranu. Ale zanim dotrę do sklepu z super asortymentem, muszę zmierzyć się z rzeczywistością: w mojej lodówce nie ma nic. Nie licząc sosu sojowego, mleka i keczupu. W zamrażalniku coś się znajdzie, ale co z tego? Mój żołądek nie pójdzie na żadne czasowe kompromisy.
No dobrze, możliwe, że jestem po prostu leniwa. Ale czyż proste rzeczy nie są przyjemne? Czy nieskomplikowane sprawy nie dają ogromnej satysfakcji? Tak to sobie tłumaczę.
W czasie, gdy moje oczy z zapałem studiowały treści na ekranikach warszawskiego metra (ile biletów na mecz Legii się sprzedało, czy Portugalii obniżą ratingi, co słychać u Kayetana Pe), mój mózg wyszukał odpowiednie rozwiązanie poważnego problemu pt. „co zjeść natychmiast po powrocie do domu”.
To dziwnie wyglądające danie to kluchy serowe. Absolutnie obłędna rzecz poprawiająca nastrój. Czas ich przygotowania to 3 minuty – z gotowaniem wyjdzie w sumie 8. Rzecz banalna i do tego dietetyczna!
Kluchy serowe to po prostu pierwsza faza robienia leniwych. Tyle, że dajemy mniej mąki i ucieramy ciasto widelcem na jednolitą masę. Potem wrzucamy do gotującej się wody, kładąc masę łyżką. Tylko tyle i aż tyle. Ha!
Proporcje? Nigdy ich nie używam. Na moje oko na jedno jajko przypada 1/3 twarogu i maksimum 4 łyżki mąki.
Dla tych, co nie muszą się odchudzać rekomenduję po odcedzeniu tych biało-żółtych cudowności położenie na wierzch masła. Ci zaś, którzy z troską wchodzą codziennie na wagę… A niech tam – też niech sobie wezmą masła, a co tam. To nieprawda, że niezdrowe.
In English: if you mix an egg (or eggs in plural), some flour and a bit of cottage cheese (needs to be sour and „wet”) and boil the yellow-white thing by dripping small fragments into boiling water – I assure you that you can have a splendid pro-eco-superb meal for any occasion.
Anna Stępniak