Ciąg dalszy opowieści Tomasza Męckiego o Ludwigu Wittgensteinie. Pierwszy fragment dla przypomnienia tu: Część 1
W tamtym czasie, pod względem nauczania fizyki, Manchester należał do czołówki na całym świecie. To właśnie chęć obcowania z wybitnymi naukowcami skłoniła Wittgensteina do studiów w Wielkiej Brytanii. Ludwig przez jakiś czas zajmował się tworzeniem latawców, a później – projektowaniem i konstrukcją silnika samolotu oraz śmigieł. Jeden z projektów Wittgensteina zakładał, by śmigło było wprawiane w ruch dzięki strumieniowi gazów wypuszczanych z komory spalania. Niestety nie było to dobre rozwiązanie, jeśli chodzi o samoloty, jednak ponoć działało podczas II Wojny Światowej przy jednym z typów helikopterów.
Oprócz badań aeronautycznych Wittgenstein studiował różne zagadnienia matematyczne, które zresztą były podstawą do możliwego opisu działania śmigieł. W tym właśnie czasie po raz pierwszy zetknął się ze znaną pracą jednego z najwybitniejszych filozofów i logików – „Zasadami matematyki” (1903 r.) Bertranda Russella. Główną tezę „Zasad matematyki” można streścić do twierdzenia, że całą matematykę można wywieść z podstawowych zasad logiki. Oznaczałoby to redukcję matematyki do logiki. Oprócz tego Russell dowodził sprzeczności systemu logiki innego wielkiego umysłu – Gottloba Fregego (z którym zresztą Russell korespondował i wymieniał się uwagami).
Dogłębna lektura dzieła Russella mimowolnie skłoniła Wittgensteina do refleksji nad filozoficznymi podstawami logiki i matematyki. Uznał on, iż udało mu się rozwiązać jedną z antynomii przedstawionych w „Zasadach matematyki” i w związku z tym napisał list do jednego z przyjaciół Russella – Philipa Jourdaina. Ani Jourdain, ani Russell – z którym Jourdain się skontaktował w związku z listem Wittgensteina – nie byli skłonni przystać na rozwiązanie Ludwiga.
Druga połowa 1911 r. była dla Wittgensteina przełomowa. Całkowicie urzeczony i zafascynowany filozofią, postanowił zrezygnować z aeronautyki, śmigieł i samolotów. Mniej więcej we wrześniu tego roku udał się do Fregego, by omówić swoje uwagi na temat badań Russella nad logiką. Ten miał go ostro skrytykować; zrobił za to coś, bez czego być może Wittgenstein nie zostałby wielkim filozofem. Otóż polecił mu studiować u Bertranda Russella w Cambridge.
W taki też sposób 18 października doszło do pierwszego spotkania Wittgensteina i Russela w Trinity College. Jednak celem Ludwiga nie była tylko chęć słuchania wykładów Russella. Cały czas miał w głowie twierdzenia Weiningera o obowiązku bycia geniuszem, którym chciał być nade wszystko. To właśnie na Russella spadł później ciężar obsesji Wittgensteina.
W 1911 r. Russell prowadził wykłady z logiki matematycznej, które nie cieszyły się specjalnym zainteresowaniem studentów. Czasami wręcz się zdarzało, że na jego zajęcia przychodziło tylko trzech studentów! Monotonia tych wykładów została przerwana wraz z pojawieniem się Wittgensteina. Bez przerwy zgłaszał swoje obiekcje i dyskutował z prowadzącym. Na szczęście lub nieszczęście Russella, Wittgenstein był na tyle zawzięty, że przymuszał go do dyskutowania również poza zajęciami. Chodził za Russellem chociażby do jego gabinetu.
W końcu doszło do pamiętnego momentu, w którym Wittgenstein wprost zapytał Russella, co sądzi o jego talencie o filozofii. Powiedział mu również, że jeżeli nie nadaje się do filozofii, to wróci do Manchesteru, by zająć się inżynierią. W rzeczywistości jednak nie takie były człony tej alternatywy rozłącznej. Wittgenstein przez całe swoje dotychczasowe życie myślał o samobójstwie i – jak sam później przyznał jednemu ze swoich przyjaciół – opinia Russella miała dla niego fundamentalne znaczenie. Odwiodła go od targnięcia się na swoje życie. Mówiąc krótko, Russell zlecił Ludwigowi napisanie eseju filozoficznego na dowolny temat. Gdy przeczytał tekst Wittgensteina, szczerze mu wyznał, że widzi go jako filozofa.
Po pewnym czasie Bertrand Russell uznał, że jego austriacki uczeń wie już wszystko, czego mógł się od niego dowiedzieć. W liście do jednej ze swoich żon – Ottoliny – pisał, że kocha Ludwiga, ponieważ widzi w nim świeżość i siłę do rozwiązywania problemów, na które sam się już czuje za słaby (co ciekawe miał wtedy ok. 40 lat, a problemami filozoficznymi zajmował się jeszcze długo po śmierci młodszego od niego Wittgensteina).
W Cambridge wykładał również wspomniany w części I George Edward Moore, przyjaciel Russella i wielki filozof. Gdy Wittgenstein zaczął uczęszczać na jego wykłady, Moore przyznawał, że w każdej dyskusji zdaje mu się, że to Ludwig ma rację. Żywił do Wittgensteina sympatię, zresztą nie bez wzajemności.
Tymczasem pomiędzy Russellem a Wittegensteinem zawiązała się prawdziwa przyjaźń. Ludwig miał w sobie ogromną pasję, która wyrażała się w ciągłych próbach rozwiązywania teoretycznych problemów. Podczas każdej dyskusji zupełnie się zapominał i nie zważał na słowa – był szczery w każdym stopniu. Russell cenił jego opinie tak bardzo, że jeden swój artykuł na temat materii nie doczekał się publikacji, prawdopodobnie ze względu na dezaprobatę Wittgensteina.
W Cambridge Ludwig poznał również Davida Pinsenta – studenta drugiego roku matematyki. Pinsent urzekł go wrażliwością muzyczną. Wittgenstein na tyle zafascynował się młodym matematykiem, że już po miesiącu znajomości zaproponował mu wspólne wakacje w Islandii. Wcześniej Pinsent stanowił obiekt badań Wittgensteina, który zajmował się funkcją rytmu w słuchaniu muzyki. Był na tyle blisko Pinsenta, że to właśnie jemu wyjawił wagę aprobaty Russella w stosunku do jego zajmowania się filozofią.
Podróż do Islandii miała łączyć przyjemne z pożytecznym: Pinsent i Wittgenstein nie tylko wypoczywali, ale również badali logikę i matematykę. W rok później udali się do Norwegii, gdzie mieszkali na fiordach. Ponoć prawie każdy ich dzień składał się z porannego zajmowania się logiką, spacerów, kolejnego zajmowania się logiką i wieczornej gry w domino.
Te wakacje były dla Wittgensteina o tyle istotne, że właśnie po nich rzucił studia w Cambridge, by przeprowadzić się do Norwegii. Chciał to zrobić również ze względu na Pinsenta, z którym wolał już nie przebywać w myśl tego, co przeczytał w „Płci i charakterze”. Otóż Ludwig Wittgenstein był homoseksualistą, natomiast David Pinsent – niczego nieświadomy – obiektem jego zakochania. Zatem w październiku 1913 r. Ludwig opuścił Trinity College, by móc spokojnie poświęcić się logice i filozofii. Zanim jednak wyjechał, za namową Russella, niechętnie podyktował maszynistce swoje dotychczasowe przemyślenia i osiągnięcia na gruncie logiki, które ukazały się dopiero po jego śmierci pod tytułem „Uwagi o logice”.
I Wojna Światowa zastała Wittgensteina podczas lata, które spędzał z rodziną w Wiedniu. Ten, choć nie był objęty poborem, zgłosił się na ochotnika do armii austriackiej. Zrobił to jednak ze względu na chęć zetknięcia się ze śmiercią twarzą w twarz. Nieszczęśliwie dla samego siebie przez pierwsze miesiące wojny został przydzielony do statku Goplana, którym pływał po Wiśle 500 km od frontu, obsługując reflektor. Gdy władze armii austriackiej zorientowały się, że Wittgenstein posiada wykształcenie techniczne, wysłały do go warsztatów artyleryjskich w Krakowie. Przebywając w stolicy Galicji zafascynował się Tołstojem, Dostojewskim i „Antychrystem” Nietzschego.
Dopiero wiosną 1916 r. – po licznych podaniach – został wysłany na pierwszą linię frontu. Na ochotnika został obserwatorem artyleryjskim, czyli kimś, kto naprowadza ogień artylerii. Ciekawe, że za swoją odwagę dostał najwyższe odznaczenia armii austriackiej. W nagrodę wysłano go do szkoły oficerskiej, gdzie poznał wiedeńskiego architekta Paula Engelmanna, z którym się zaprzyjaźnił. Po kilku miesiącach wrócił na front już jako oficer artylerii. Przez ten okres cały czas pracował nad swoimi ideami i koncepcjami filozoficznymi.
Latem 1918 r. w Wiedniu, w trakcie urlopu, ostateczny kształt nabrało dzieło, które przez wielu jest uważane za najważniejszą książkę filozoficzną XX w. – „Traktat Logiczno-Filozoficzny” (Tractatus Logico-Philosophicus). Po urlopie wrócił na front włoski (wcześniej w 1918 r. zakończono walki na froncie wschodnim), gdzie po krótkim czasie dostał się do niewoli. W obozie, w którym przebywał, poznał pewnego nauczyciela, z którym dyskutowali „Krytykę czystego rozumu” Immanuela Kanta. Pod wpływem swojego nowego znajomego postanowił, że po wyjściu z niewoli zostanie wiejskim nauczycielem.
Należy podkreślić konsekwencję Ludwiga Wittgensteina. Konkluzją Traktatu jest odrzucenie filozofii jako takiej, ponieważ ta w rzeczywistości nie prowadzi do żadnego rozwiązania problemów trapiących filozofów. Wittgenstein poważnie podszedł do tego, co sam napisał, dlatego na pewien czas porzucił filozofię…
Koniec części II.