Kojarzycie to? Malutkie, senne miejscowości, w których czas płynie inaczej. Na pozór – mówiąc potocznie – „dziura” na krańcu świata. Wiele się nie dzieje, jest sklep, piekarnia i gospoda. A jednak – już po pierwszym spacerze można zakochać się w Krynkach.
Nie ma pewności, skąd wywodzi się nazwa miasta. Być może od słowa „krzynka” (niewielka ilość, odrobina); inne wersje sugerują pochodzenie od „krynicy” (w pobliżu znajduje się znane ujęcie wód mineralnych); jeszcze inni doszukują się etymologii związanej z dawnym słowiańskim językiem – „kryń” to naczynie, misa. Właściwie, wszystkie te wyjaśnienia mogą się ze sobą łączyć – skojarzenie z wodą jest nieuniknione.
Urbanistyczny układ miasta to rondo (dawniej rynek), od którego promieniście rozchodzą się ulice. Układ ten stworzono w XVIII wieku według prostego, acz oryginalnego pomysłu: sześciobok, od którego wychodzi 12 ulic. Autorem tej koncepcji był Antoni Tyzenhauz (1733-1785), podskarbi litewski podczas panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Człowiek wyjątkowy w epoce anarchii Pierwszej Rzeczypospolitej – przemysłowiec i założyciel manufaktur. Do II wojny światowej na placu rynkowym znajdował się targ i liczne sklepy. Destrukcja tego miasta doprowadziła po 1945 roku do podjęcia decyzji przez komunistów, aby teren ten zamienić na skwer. Cieszy oko zieleń i wysokie drzewa dające cień, ale Krynki bezpowrotnie utraciły swój dawny, pierwotny charakter miejsca, które opierało się na drobnej przedsiębiorczości.
Już król Władysław IV w 1639 roku wydał krynkowskim Żydom przywilej nabywania placów i budowy domów. Warto wiedzieć, że na początku XX wieku 90% mieszkańców stanowili Żydzi. To oni od lat 20. XIX wieku otwierali liczne manufaktury, początkowo bazując na włókiennictwie, a potem na garbarstwie. Trudnili się też handlem i rzemiosłem. W 1939 roku nadal stanowili 60% mieszkańców Krynek i mieli aż 5 synagog i 2 domy modlitwy.
Zachowała się m.in. Synagoga Kaukaska (choć doznała poważnych zniszczeń – Niemcy w 1941 zdewastowali ją i spalili wnętrza), znajduje się ona bardzo blisko rynku. (To ciekawe, że nadal mówimy o „rynku”, a nie parku!) Obecnie pełni funkcję ośrodka kultury i sportu. Skąd odwołanie do Kaukazu? Otóż sprowadzano stamtąd skóry, które potem obrabiano i sprzedawano.
Poruszając się po mieście pozostaje nam, niestety, wyobrażanie sobie, jak mogło ono wyglądać 80, 100 czy 200 lat temu. Ale na tym nie koniec. Jak już pisałam w pierwszej relacji z Podlasia, spotkać można niezwykle miłych ludzi. Jedną z nich jest właścicielka antykwariatu, w którym można znaleźć prawdziwe „białe kruki”. Nie mogłam się oprzeć i kupiłam książkę o polskich Tatarach Podróże do serca islamu. Antologia międzywojennego reportażu polskich Tatarów. Recenzja wkrótce!
W Krynkach mieszkają również prawosławni. Akurat w sobotę rano w cerkwi pod wezwaniem Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy odbywało się nabożeństwo i można było popatrzeć na wspaniałe, przepiękne wnętrze wypełnione ikonami. Trochę mi było głupio wchodzić tam w krótkich spodenkach, ale ośmieliłam się wsunąć głowę i z podziwem zerknąć do środka. Świątynia jest wpisana do rejestru zabytków (wzniesiono ją w 1868 roku).
Tuż obok cerkwi znajduje się biblioteka publiczna gminy Krynki. To musi być przyjemność wypożyczać książki, wchodząc do tak uroczego drewnianego domu. A to zresztą jest unikatowa specyfika podlaskich wsi – tu nie ma klockowatych, brzydkich sześcianów, tak charakterystycznych dla polskiej prowincji. Owszem, zdarzają się takie w Białymstoku, ale jest to widok niespotykany na wsiach w tym regionie.
Krynki pożegnały nas w wyjątkowo miły sposób – zostaliśmy zaproszeni na kawę do siedziby fundacji Villa Sokrates, która zajmuje się popularyzacją idei pogranicza polsko-białoruskiego, w dawnym domu podlaskiego pisarza, Sokrata Janowicza.
Do zobaczenia!
Anna Stępniak