Obiecałam sobie, że kiedyś nauczę się grać na sześciostrunowym instrumencie o kobiecych kształtach, ale to jeszcze nie jest mój czas. Za to przy pierwszym podejściu upiekłam całkiem niezły chleb!
Okej, to nie jest najbardziej wyrośnięty chleb na świecie i nie mógłby chodzić za 17 zł – jak niektóre rodzaje pieczywa w Galerii Mokotów. Ale:
- zakwas był prawidłowo karmiony i wyszedł dobrze,
- nie dodałam żadnych drożdży,
- ciasto jest wyrośnięte,
- chleb jest bardzo dobry i zdrowy, bo własny!
- nie przypomina kamienia, którym można komuś przyłożyć w łeb (nawet jak zasłużył).
Skórka jest dość twarda, ale jeżeli będę go trzymać w ściereczce, a potem włożę do folii, to zmięknie.
Jestem bardzo z siebie dumna, zwłaszcza, że zakwas stał aż przez 6 dni w pobliżu kaloryfera, ułożony na górce z gry „Superfarmer” oraz paru książek. A ponieważ wcześniej przeczytałam, że chleb bez dodatku drożdży może wyrastać nawet siedem godzin, więc wstałam dziś o 6 rano, żeby nastawić piekarnik i dopiero teraz poznałam owoce mojej ciężkiej pracy! Mniam.
W internecie są dziesiątki stron z przepisami, więc dam tylko kilka rad od siebie:
- nie zapominaj dokarmiać kwasu codziennie i trzymaj go w szklanym słoju,
- zwilżaj skórkę w czasie pieczenia wodą i nalej na blachę pod chlebem trochę wody pod koniec pieczenia, żeby parując umożliwiała chlebkowi pozostanie wilgotnym,
- po wyjęciu nie jedz! – ale zawiń w czystą ściereczkę i daj ostygnąć.
Teraz tylko pozostaje mi hodowla kur, ogarnięcie kozy oraz uprawa własnego zboża… 🙂
Anna Stępniak